Około
dwudziestu sów przeleciało z szelestem skrzydeł wzdłuż czterech
stołów w Wielkiej Sali, zrzucając zapakowane w brązowy papier
paczki, listy i poranne wydania Proroka Codziennego. Elvira
poczekała, aż Spencer przeczyta swój horoskop i wzięła od niej
gazetę. Przejrzała ją pobieżnie i, nie znajdując nic ciekawego,
podała do Connie.
- Piszą, że dziś przede mną wielkie wyzwanie i muszę się
maksymalnie skupić, żeby mi się powiodło. Czyżbym zapomniała o
jakimś teście? - Connie podniosła wzrok znad gazety, patrząc
przestraszonym wzrokiem po siedzących obok niej znajomych. Nigdzie
jednak nie dostrzegła nikogo z jej roku, kto mógłby jej udzielić
odpowiedzi.
- Ja mam pomyśleć o zdrowiu i pozwolić sobie na odpoczynek.
Myślicie, że jak nie pójdę dzisiaj na wróżbiarstwo, profesor
Doolby uzna takie wytłumaczenie? - uśmiechnęła się Spencer,
nalewając mleka do miseczki płatków.
Do Wielkiej Sali schodziło się coraz więcej osób, więc i
gwar robił się coraz większy. Elvira szybko pochłaniała swoje
śniadanie, żeby jak najszybciej się stąd wydostać. Dlatego
właśnie zawsze jadła śniadanie tak wcześnie – nie lubiła,
kiedy towarzyszyło jej wtedy zbyt wiele osób. Nie dało się zjeść
spokojnie, bo ciągle ktoś coś do niej mówił, czegoś od niego
chciał. Po drugiej stronie sali dostrzegła blond czuprynę swojej
siostry. Jak zwykle była w towarzystwie Jeremy'ego. Kiedy Spencer
spojrzała na nią pytającą, Elvira udała, że robi jej się
niedobrze. Dziewczyna obejrzała się i uśmiechnęła.
- Dzień dobry,
kochana kuzyneczko – obok niej na ławce usiadł Olivier, dziwnie
szeroko uśmiechnięty.
- Czego chcesz? I
darujmy sobie tę część, w której udajesz, że nie wiesz o co mi
chodzi, a ja tłumaczę ci, że za dobrze cię znam, żeby dać się
nabrać. Co jest?
- Zakład. Musze go
wygrać.
- To oczywiste. Z
kim się założyłeś?
- Z Nathanem.
Dziewczyna odłożyła
łyżkę i usiadła okrakiem na ławce, odwracając się twarzą do
Oliviera. Chłopak zrobił to samo.
- Zanim mnie o
cokolwiek poprosisz ostrzegam, że nie zrobię nic, co by trwale
zaszkodziło Nathanowi, jasne? On też jest moją rodziną.
- Jakbym śmiał cię
o coś takiego prosić? - udał oburzenie Gryfon. - A co oznacza
klauzula o trwałości?
- Po prostu trwałe
skutki uboczne.
- Czy zostanie
ofiarą losu zalicza się do takich skutków?
Elvira zmrużyła
oczy i popatrzyła uważnie na Oliviera. Jak na jej gust, coś za
wesoły był dzisiaj. To nie wróżyło nic innego.
- Ale nie będziesz
się brał za czarowanie, prawda? - upewniła się jeszcze.
- Nie wiem, możliwe,
że tak.
- No dobra, mów o
co chodzi.
Olivier pochylił
się i zaczął szeptać Elvirze na ucho o swoim pomyśle znalezienia
pokoju wspólnego Demelium i wyniesieniu z niego magicznych
artefaktów. Nagle zauważył, że przysłuchuje im się siedząca
naprzeciwko Spencer.
- Spencer, kochanie,
czy twój ciamajdowaty braciszek nie potrzebuje może natychmiastowej
pomocy?
- Wypchaj się,
Weasley – powiedziała blondynka i wstała od stołu.
Elvira w milczeniu
przetrawiała to, co powiedział jej przed chwilą kuzyn. Pokusa była
tak wielka, że aż ją mrowiło w palcach, by zaraz chwycić za
różdżkę i ruszać na poszukiwania.
- I jak? Wchodzisz w
to? - spytał Olivier.
Dziewczyna
uśmiechnęła się szeroko.
- Wręcz wskakuję.
***
- Czerń,
czerń, czerń...
- Przestań. Czerń
już nie jest modna. Trochę inwencji.
- Czerń – Alex
pokazała Lydii język.
- Biel – wtrąciła
Rebeca.
Trzy Gryfonki
prowadziły właśnie jedną ze swoich niezmiernie „ważnych”
rozmów. Tym razem próbowały ustalić, jakiego koloru powinny być
ich sukienki, które włożą w Boże Narodzenie.
- Biel? Zimą? -
Alex popatrzyła na Lydię. Zgodnie zaprzeczyły ruchem głowy.
- No to idźmy po
najmniejszej linii oporu i ubierzmy się na czerwono - stwierdziła
Rebeca, kiedy były już pod Wielką Salą.
- Że niby
świątecznie? - Alex zastanowiła się chwilę nad tym.
- No chyba
żartujesz?! My i najmniejsza linia oporu?
Alex ruszyła w
kierunku środka stołu, czyli miejsca, gdzie zazwyczaj spotykała
się jej rodzina w czasie posiłków. Dostrzegła Claudię i Martina,
pochylonych nad mapą nieba (dość nieudolnie narysowaną, swoją
drogą), a także Nathana, Oliviera i Elliota. Ten ostatni oparł
głowę na brzegu stołu, ignorując Charlize, która podtykała mu
fiolkę z jakimś eliksirem.
- Cześć, kochanie
– Olivier przywitał się ze swoją dziewczyną i zrobił jej
miejsce obok siebie. Rebeca usiadła obok, a Alex podeszła do brata.
- Elliot, nie
przesadzaj. Nie może być z tobą aż tak źle. Prawda?
Chłopak podniósł
głowę i spojrzał na nią załzawionymi oczami, mrużąc je w
jasnym świetle.
- Przyszłaś mnie
dobić?
- Oj, kochany –
usiadła obok niego i objęła go ramieniem. - Char, co tam dla niego
masz? - spytała koleżankę za plecami brata.
- Niezawodny środek.
Będziesz po nim jak nowy, Elliot. Zaufaj mi.
Potter popatrzył
dziewczynie w oczy udając, że się zastanawia.
- Nie – powiedział
w końcu i znowu położył głowę na stole. - Chłopaki, zgarnijcie
mnie, jak będziecie już szli na zajęcia.
***
Zniesmaczona
Harriet starała się nie patrzeć na swoją nową szatę szkolną,
wymazaną brązowym paskudztwem, które tylko pozornie było błotem.
Jęknęła cicho i przyspieszyła, poprawiając pasek torby na
ramieniu.
Nienawidziła
zielarstwa. Nienawidziła wszelkiego brudu, nawozu, a także nudnego
głosu profesor Xintry, która uwzięła się na nią już na
pierwszych zajęciach siedem lat temu, kiedy Harriet zemdlała na
widok mandragory. Od tej pory nazywała ją „paniusią” i ciągle
się jej czepiała.
Dzisiaj kazała jej
jako jedynej nawozić jakieś rośliny, o których nawet się nie
uczyli. Profesor Xintry stwierdziła, że Harriet musi się nudzić,
skoro tyle rozmawia.
Ślizgonka
wzdrygnęła się na samo wspomnienie tego przedpołudnia, które
spokojnie mogła zaliczyć do jednego z najgorszych w swoim życiu.
Na dodatek jej przyjaciółki powiedziały, że śmierdzi i one nie
będą z nią wracały do zamku.
Szata nadawała się
tylko do wyrzucenia (Harriet nie włożyłaby jej nigdy więcej
pamiętając, czym była ubrudzona). Będzie musiała wysłać sowę
do mamy z prośbą, by przysłała jej nową, taką samą szatę.
Na dziedzińcu
spotkała siedzącą nad książkami siostrę.
- Fuj! - powiedziała
Elvira, podchodząc do niej. - Widzę, że miałaś wypadek w
szklarni.
- Wypadek? To
katastrofa! Charisma i Kara nie chciały ze mną nawet wracać do
zamku, tak śmierdzę.
Elvira pociągnęła
kilka razy nosem.
- Nie jest tak źle
– pocieszyła siostrę.
- A ty co masz taki
dobry humor? - spytała podejrzliwie. - Jeśli się dowiem, że
maczałaś palce w jakimś świństwie wyrządzonym Ślizgonom...
- Dlaczego ty zawsze
podejrzewasz mnie o takie rzeczy? To ci twoi Ślizgoni, których tak
bronisz, ciągle robią nam jakieś świństwa.
Harriet nic nie
odpowiedziała. Kiedy dostała się do Slytherinu czuła się
potwornie. Automatycznie została wyłączona ze swojej rodziny na
czas pobytu w szkole. Nathan i Olivier przez pierwszych kilka
miesięcy nawet na nią nie patrzyli. Nawet teraz nie o wszystkim jej
mówili, mieli przed nią sekrety. Czuła się pokrzywdzona, bo Irmy
i Jacksona tak nie traktowali, a oni przecież też nie byli w
Gryffindorze.
Elvira podniosła
książkę i ruszyła za siostrą w stronę zamku.
- To powiedzieć ci
czy nie?
- Ale co?
- Nowinę.
- Mów.
- Ja i Olivier mamy
zamiar znaleźć pokój wspólny Demelium – Elvira spojrzała z
wyczekiwaniem na siostrę. - No, a gdzie twoja reakcja?
- Łaaaał –
powiedziała znudzonym głosem Ślizgonka, idąc dalej korytarzem. -
Co w tym takiego cudownego? Naprawdę myślisz, że go znajdziecie?
Elvira spojrzała z
nienawiścią na siostrę. Czasami Harriet potrafiła być naprawdę
wredna. Nawet specjalnie się nie starając, niszczyła ludzkie
marzenia, jak mocniejszy oddech burzy domek z kart. Jednym słowem
potrafiła zrazić do siebie nawet najbliższych.
- Idziesz? - Harriet
obejrzała się, kiedy zorientowała się, że Elvira nie idzie za
nią. - No co jest?
- Jesteśmy
Weasleyami, a oni już tak mają, że osiągają niemożliwe. Ale co
ty możesz wiedzieć? Nie jesteś jedną z nas. Jesteś Ślizgonką.
Harriet ze łzami w
oczach patrzyła za znikającą za zakrętem siostrą. Jej słowa ją
zabolały, i to bardzo. Jak zawsze, kiedy jej rodzina przypominała o
tym, w jakim domu jest.
- To nie moja wina,
że tiara przydzieliła mnie do Slytherinu – szepnęła sama do
siebie.
Powachlowała się
dłonią, żeby osuszyć łzy, i ruszyła w dalszą drogę. Starała
się iść jak najszybciej, z nisko opuszczoną głową. Nie chciała,
żeby ktoś zobaczył, że płacze.
Bo teraz już
płakała. Nienawidziła tej swojej wrażliwości, która kazała jej
wpadać w rozpacz za każdym razem, kiedy ktoś zrobił jej
przykrość. Zapomniała o okropnej lekcji zielarstwa i zniszczonej
szacie. Choć czasami mogło się tak wydawać, nie była pustą
idiotką, która myśli tylko o przyziemnych rzeczach, wcale taka nie
była.
Weszła do pokoju
wspólnego Slytherinu, i od razu natknęła się na Jeremy'ego i
Eliasa.
- Harriet, skarbie,
co się stało? Dlaczego płaczesz? - spytał jej chłopak i wykonał
gest, jakby chciał ją przytulić, kiedy jednak zobaczył, czym
ubrudzona jest jej szata, cofnął się. - To cię tak zasmuciło?
Nie płacz – uśmiechnął się do niej. - Chcesz, to wymknę się
dla ciebie do Londynu i kupię ci trzy nowe szaty. Co ty na to?
Elias przewrócił
oczami i położył się na kanapie, przyglądając się swoim
przyjaciołom.
Harriet przestała
łkać i spojrzała z furią na Jeremy'ego. Wydała nagle dźwięk,
który brzmiał podobnie do warczenia, i odrzuciła dumnie głowę do
tyłu.
- Ale z ciebie
palant, Jeremy. To tylko głupia szata. Nie obchodzi mnie, że się
zniszczyła. Przynajmniej poszłam na zajęcia i nauczyłam się
czegoś nowego, zamiast gnić w tym mroku. I, dla twojej wiadomości,
to nie brudne ubranie wywołuje u mnie taką rozpacz, tylko moja
siostra.
Dziewczyna znowu
zaczęła płakać. Już chciała iść do swojego pokoju, kiedy
Jeremy złapał ją za rękę i przyciągnął do siebie. Nie
zważając na jej cuchnące nawozem ubranie, przytulił ją mocno i
zaczął gładzić po plecach.
- Co ta wiedźma ci
znowu zrobiła, hm?
Powiedziała, że
nie jestem Weasley, bo jestem w Slytherinie. Znowu. Ona i Olivier
chcą znaleźć pokój wspólny Demelium. Powiedziałam, że według
mnie to niemożliwe. I wtedy ona naskoczyła na mnie, że dla nich
wszystko jest możliwe, bo taka już jest nasza rodzina. To znaczy
ich, bo mnie wykluczyli.
Elias podniósł się
gwałtownie z kanapy, wpatrując szeroko otwartymi oczami w
Ślizgonkę. Czy on się przesłyszał? Ci Gryfoni naprawdę są na
tyle szaleni, by tego spróbować?
- Nikt cię nie
wykluczył – pocieszał swoją dziewczynę Jeremy. - Twoja rodzina
cię kocha, jest z ciebie dumna. Twoja siostra ci zazdrości, bo wie,
że nigdy nie będzie tak dobra jak ty.
- Nie jestem dobra!
Jestem strachliwa, pusta i ciągle płaczę. Na dodatek profesor
Xintry się na mnie uwzięła.
Przy całym swoim
uroku osobistym, popularności i wyjątkowych zdolnościach
magicznych, Harriet miała naprawdę niskie poczucie własnej
wartości.
***
- Tylko
do tamtego drzewa i naprawdę już wracamy – powiedziała Connie,
powłócząc nogami.
- Co ty mówisz tam
z tyłu? - spytała Leslie, uśmiechając się przez ramię.
Potter w drużynie
była od drugiej klasy. Ale do roli gracza przygotowywała się,
odkąd nauczyła się słowa „quidditch”. Mając takich rodziców
oraz wujków, po prostu nie mogła nie dostać się do drużyny. To
było jej przeznaczenie, a latanie miała we krwi.
Oprócz
cotygodniowych treningów całej drużyny, często ćwiczyła na
boisku sama. I codziennie wieczorem biegała. Nie przeszkadzał jej
deszcz, śnieg czy siarczysty mróz. Żeby utrzymać się na miotle,
potrzeba było naprawdę silnych nóg. Leslie była obrońcą i
czasami musiała nagle zwisać głową w dół, by obronić. Gdyby
nie codzienne biegi, już dawno rozbiłaby się na ziemi.
W tym roku do
drużyny dostała się Connie, rok młodsza dziewczyna, jak w obraz
zapatrzona w bliźniaczki Potter, w której Leslie znalazła wierną
towarzyszkę wieczornych przebieżek. Jej siostra wolała biegać
rano.
Dziewczyna
zatrzymała się obok wielkiego wiązu i oparła dłonie na kolanach,
wyrównując oddech. Zaczęła rozciągać mięśnie, czekając na
koleżankę.
- Matko, ale mnie
palą płuca.
- Nie pal –
stwierdziła krótko Leslie, przyciągając lewą stopę do pleców.
- Nie palę –
bąknęła Connie, zawstydzona.
Potter uśmiechnęła
się pod nosem, ale nie skomentowała tego.
- Ok, możemy już
wracać. Jestem głodna. Ale jutro musimy zwiększyć dystans. Zbliża
się mecz i trzeba zacząć ostrzej trenować.
Connie nie odezwała
się. W końcu to Leslie była ekspertem.
Gryfonki wbiegły po
schodach i weszły do zamku. W ciszy przemierzały korytarze,
kierując się do wieży Gryffindoru.
- O nie, to ta
wywłoka – jęknęła Leslie. - Gdzie ona idzie?
- Pewnie znowu ma z
kimś schadzkę.
- Idziemy za nią –
zadecydowała Potter. - Jeśli okaże się, że to znowu Nathan, to
chyba wydrapię mu oczy. Taki wstyd rodzinie przynosić.
Connie uśmiechnęła
się pod nosem na wspomnienie wydarzeń sprzed roku. Nathan właśnie
rozstał się z Beth Lennarson, co było bardzo dziwne, bo zawsze
stanowili idealną parę. Nagle jednak Gryfon stwierdził, że nie
chce mieć z nią nic wspólnego i zerwał wszelkie kontakty. Wtedy
właśnie jakaś dziewczyna zaczęła przysyłać mu anonimowe
liściki miłosne. Wszyscy byli pewni, że to Beth, chociaż ta
wszystkiego się wyparła. Biedna dziewczyna w końcu zaczęła
unikać ludzi i stała się kompletnym odludkiem.
A liściki dalej
przychodziły. W końcu Nathan odpisał, że zgadza się na
spotkanie. Chciał w końcu wyperswadować Beth te dziecinne zagrywki
i raz na zawsze się od niej uwolnić.
Kiedy Leslie się o
tym dowiedziała stwierdziła, że chłopak ma zbyt miękkie serce by
pogonić natrętną dziewuchę, i potrzebuje jej pomocy. Jakie było
jej zdziwienie, kiedy na miejscu spotkała swojego kuzyna
obściskującego się z Melanie Margolis, największą łamaczką
serc w Hogwarcie, i jednocześnie najbardziej znienawidzoną
dziewczyną przez wszystkie Weaslyówny.
Co było w Melanie
takiego, że wywoływało aż taką zawiść? Puchonka była ładna,
dobrze się uczyła i potrafiła zdobyć absolutnie każdego
chłopaka.
- Leslie, nie chcę
cię rozczarować, ale ona chyba nie ma dzisiaj żadnej randki –
stwierdziła po kilku minutach śledztwa Connie. - Zostawmy ją i
wracajmy do ..-
- Ććć –
uciszyła ją Leslie, po czym pchnęła na ścianę, sama przystając
obok.
Do Melanie właśnie
podszedł Elias ze Slytherinu, i o czymś zaczął z nią rozmawiać.
- Ok, Leslie, to nie
jest żaden z twoich kuzynów. Wracamy.
Dziewczyna już się
odwracała, kiedy nagle usłyszała, że Ślizgon i Puchonka
rozmawiają o Olivierze i Elvirze. Wstrzymała oddech, wsłuchując
się w głos Eliasa.
- ...szukają pokoju
wspólnego Demelium. Wyobrażasz sobie? - chłopak zaśmiał się. -
To naprawdę żałosne. Za wszelką cenę chcą być jak właśni
rodzice. Nie są nawet na tyle kreatywni, żeby wymyślić coś
nowego. Demelium, pfff. Też mi coś.
***
- Musisz
zrobić to szybciej. Nie przeciągaj sylab, bo buchnie płomień.
- Dzięki, Lara, za
rady, ale wiem jak się rozpala ogień – odburknęła przyjaciółce
Charlize, celując różdżką w wygasły kominek.
- To dlaczego tu
ciągle jest tak zimno?! - krzyknęła z sąsiedniego fotela Alex.
W pokoju wspólnym,
po raz pierwszy odkąd Alex pamiętała, nie palił się ogień w
kominku. Kiedy przyszła tu z koleżankami po zajęciach, blondwłosa
Gryfonka już klęczała na dywanie, próbując rozpalić ogień.
Było to jakieś pół godziny temu. Charlize nie pozwoliła nikomu
tego zrobić, uparcie mamrocząc zaklęcia.
- Och, odsuń się –
Norman bezceremonialnie odsunął dziewczynę i machnął różdżką.
- Oczywiście, taki
geniusz musiał użyć zaklęcia niewerbalnego – mruknęła Elvira,
która właśnie kończyła pisać esej z eliksirów. - Jak ty możesz
się z nim przyjaźnić? - zwróciła się do Alex. - On jest tak
nadęty, że jeszcze bardziej od chłopaka mojej siostry.
Gryfon obrzucił ją
niechętnym spojrzeniem i wrócił na fotel, stojący w najgłębszym
cieniu.
- Co za świr.
- Świr to jesteś
ty! - krzyknęła Leslie, która jak spod ziemi wyrosła obok fotela
Elviry. - Czy tobie całkiem odbiło?
- A co ci chodzi?
- O co mi chodzi?
Alexandra obrzuciła
zdumionym spojrzeniem siostrę i kuzynkę. Już miała powiedzieć,
żeby były cicho, bo wszyscy się na nie gapią, kiedy zrozumiała,
że naprawę musiało stać się coś złego, skoro Leslie wpadła w
taką wściekłość. I to nie na nią.
- Olivier!!! -
wydarła się nagle Leslie i podeszła do schodów, prowadzących do
dormitoriów Gryfonów. - Olivier, ty imbecyle! Złaź tu
natychmiast!!!
Po chwili na
schodach pojawił się zdumiony blondyn, w rozpiętej koszuli i boso.
- Co się drzesz? -
warknął.
- Czy tobie całkiem
odbiło? Demelium? Naprawdę szukasz Demelium? Jak możesz być takim
idiotą?! Zawsze wiedziałam, że z tobą jest coś nie tak, ale żeby
aż tak?! - Leslie przerwała, żeby wziąć oddech.
W tym czasie Olivier
zorientował się, co się dzieję. Zmrużył oczy i wściekłym
wzrokiem popatrzył na Elvirę. Ta skurczyła się na fotelu
uświadamiając sobie, że zapomniała powiedzieć Harriet, że
informacja, którą jej dzisiaj podała, jest tajemnicą. Zresztą,
co dałoby zapowiedzenie tej durnej Ślizgonce, że ma tego nie
rozpowiadać?
- Dzięki wielkie,
Elviro – powiedział zły Olivier. - Właśnie dlatego cię w to
wtajemniczyłem – żeby cała szkoła się dowiedziała. A ty –
zwrócił się do Leslie – nie wtrącaj się. To nie twoja sprawa.
- Nie moja sprawa?
To jest moja sprawa. Chcesz, żeby cię wylali?
- Proszę cię,
gorsze rzeczy robiłem i mnie nie wyrzucili.
Olivier
zbagatelizował całą sprawę. Rzucił ostatnie wściekłe
spojrzenie Elvirze i wszedł na schody.
- A ty dokąd? -
spytała Leslie.
- Do łóżka?
- Masz obiecać, że
przestaniesz szukać Demelium. Obiecaj!
- Dobranoc, mamo –
chłopak podkreślił ostatnie słowo i odszedł.
W pokoju wspólnym
zapanowała cisza. Wszyscy przysłuchiwali się rozmowie kuzynostwa a
teraz czekali na ciąg dalszy. Demelium było tego rodzaju koszmarem,
o którym wszyscy wiedzieli, że istnieje, a właściwie istniało,
ale nikt nie znał (nie to, żeby nie chciał znać) szczegółów.
Poprzednio z
Demelium walczono w tylko jeden sposób – spychając je w mroki
zapomnienia. Teraz zastosowano tę samą metodę.
Można było się
domyślić, że Weasley'e w końcu zrobią coś w tym stylu. Nie wiem
jak wy, ale ja nie mam zamiaru czekać, aż ten idiota obudzi potwora
– Norman podniósł się z fotela i zniknął w dziurze za
portretem.
Elvira popatrzyła
za nim z przerażeniem.
- Czy on właśnie
poszedł do dyrektorki? - wypowiedziała na głos obawy wszystkich
Connie.
Mam nadzieję, że nie zanudziliście, czytając. To najdłuższy z napisanych dotychczas rozdziałów, ale też jeden z moich ulubionych.
Widzę, że ilość bohaterów was zaszokowała. uwielbiam tworzyć nowe postacie, właśnie dlatego zrezygnowałam z klasycznego Nowego Pokolenia i sama wymyśliłam wszystkich bohaterów. Poza tym, to nie tak, że z całą zakładką męczyłam się teraz. Każdą postać wymyślałam z osobna już od bardzo dawna, szukałam zdjęć i pisałam charakterystykę. Już kiedyś zaczynałam tę historię, ale nie podobał mi się kierunek, w którym zmierzała. A raczej jego brak. Dlatego też na blogspocie zaczęłam od nowa, z nową fabułą, nowym tytułem. Tylko bohaterowie właśnie zostali starzy.