niedziela, 19 stycznia 2014

Rozdział 10

   Dear diary

Wesoło podśpiewująca brunetka starannie zapakowała w szary papier wielki kawał ciasta, po czym odłożyła go na stos jemu podobnych pakunków. Przeliczyła coś pod nosem, zmarszczyła brwi i zabrała się za krojenie i pakowanie kolejnej porcji ciasta.

     Przerwa świąteczna minęła Amber zdecydowanie za szybko – nawet nie zdążyła nacieszyć się dziećmi, a tu już Martin wracał do Hogwartu, Ariana do Coventry, a Angela z Tedem i Camillą do Londynu. Od następnego dnia zaczynała się szkoła i praca, i znów będzie musiała czekać kilka miesięcy, żeby zobaczyć się z dziećmi. Teraz przynajmniej miała pewność, że Martin i Ariana wrócą do domu w czerwcu. Ale za kilka lat? Rozjadą się pod świecie, każde z nich będzie miało swoją własną rodzinę, pracę – słowem, nowe życie, w którym dla niej, matki, zostanie już bardzo niewiele miejsca. 

     Te smutne rozmyślania Amber przerwał nagły pisk jej wnuczki, a następnie doniosły płacz dziewczynki. Kobieta odrzuciła trzymany w ręku kawałek sznurka i popędziła do saloniku. Jej najstarsza córka, Angela, strofowała płaczącą wniebogłosy Camille.

    - Angela, co się stało? Nie krzycz na nią. Nie widzisz, że jest przestraszona?
    - Przestraszona? To złe dziecko! Nie mam pojęcia po kim ona to ma. - Blondynka chwyciła córeczkę za rękę, wyprowadzając ją z pokoju. - Za karę zostaniesz na górze aż do wyjazdu.

     Amber popatrzyła za nimi zrezygnowana. Chociaż serce jej się krajało na widok płaczącej wnuczki, nie chciała otwarcie wtrącać się w jej wychowanie. Swoje dzieci wychowała, teraz pora by to one się wykazały. 

    - Ariano, co zrobiła Camilla?

     Młodsza z sióstr odwróciła się od płonącego kominka, patrząc na matkę. Powoli odłożyła różdżkę na stolik i westchnęła.

    - To nie jej wina. To tylko dziecko, skąd mogła wiedzieć? Nie powinnam była zostawiać tego pamiętniku w zasięgu rąk dzieci.

    - Pamiętnika? Mówisz o pamiętniku Hermiony, tym, który podarowali ci państwo Granger?

    - Pożyczyli, tylko pożyczyli. A teraz on spłonął. - Dziewczyna smętnie popatrzyła w ogień. 

    - Nie przejmuj się, Ariano. Na pewno zrozumieją, przecież to nie twoja wina.

    - Może nawet to i dobrze, że spłonął, że nikt go już nie przeczyta? Niech to wszystko stanie się kiedyś legendą, którą ludzie pokochają. Prawda nie wszystkim mogłaby się spodobać.

***

   Martin z uwagą wpatrywał się w ciemny krajobraz za oknem pędzącego pociągu. Słońce zaszło już dawno temu, i według jego obliczeń za mniej niż godzinę powinni dojechać do Hogsmeade. A to oznaczało, że mieli coraz mniej czasu na poufną rozmowę. Lada chwila prefekci zaczną chodzić po przedziałach i przypominać uczniom o włożeniu szat szkolnych. Tylko tego brakowało, aby wparował im tu Elliot albo Irma.

    Nagle drzwi do przedziału skrzypnęły przeraźliwie i do środka weszli Jackson i Olivier.

    - Dłużej się nie dało? Przecież zaraz będziemy na miejscu. - Martin zaciągnął zasłonki, szczelnie zasłaniając brudną szybę w drzwiach. - Proszę, kuzynie, usiądź.

     Olivier, przez chwilę się wahając, usiadł w końcu na wytartym siedzeniu. To, że Jackson coś knuł, nie było niczym dziwnym. Krukon wiecznie musiał „coś” robić, najczęściej ze swoimi przyjaciółmi z Ravenclawu, Libby i Aaronem, inaczej po prostu się nudził. Ale ze Martin przyłączył się do niego? To był niepojęte.

     Martin był kiedyś żywiołowym i bardzo niespokojnym dzieckiem. Ale od kiedy na biwaku zaatakował go wilkołak, zaszła w nim diametralna zmiana. Tamtego dnia Ted Lupin zdążył go uratować, to wydarzenie jednak odebrało chłopcu pewność siebie. Teraz był spokojny, ostrożny i cichy. Jeśli istniało nawet najmniejsze prawdopodobieństwo niebezpieczeństwa, wycofywał się.

    - Jackson mówił, ze macie dla mnie propozycje. I że nawet nie będzie mnie to dużo kosztowało. Słucham więc. - Oparł się wygodnie, patrząc to na jednego to na drugiego chłopca.

    - Zdobyliśmy unikatowy przedmiot. Coś w rodzaju mapy skarbów – powiedział Jackson, uśmiechając się szeroko.

    - Mapa skarbów?

    - Dokładnie. Mamy coś, co pozwoli ci dotrzeć do pokoju wspólnego Demelium.

     Olivier roześmiał się nagle, co wywołało grymas złości na twarzy Jacksona.

     - Nie wierzysz? Dobrze, drwij sobie dalej. To wcale nie musisz być właśnie ty. Chętnych jest wielu.

     - Och, no dobrze. Przepraszam. Skąd więc macie tę „mapę”?

     - Od rodziców Hermiony. To jej pamiętnik.

     Martin zagryzł wargi. Stało się. Jackson powiedział to i teraz już nie mogli się wycofać. Odkąd wyjechali z Londynu, chłopak bił się z myślami. Wyrzuty sumienia nie dawały mu spokoju. Po raz pierwszy w życiu zrobił coś tak paskudnego. Ukradł własnej siostrze ten pamiętnik, a później podłożył na jego miejsce inny zeszyt, w podobnej okładce, i podpuścił Camillę, żeby wrzuciła go w ogień. A wszystko po to, żeby prawdziwy pamiętnik sprzedać później Olivierowi. 

     Oczywiście nie chodziło tylko o pieniądze. Liczyło się też to, jak później będą na nie patrzyli inni. Już nie jak na wiecznie wystraszonego dzieciaka, ale jak na jednego z nich. Tego, który pomógł Gryffindorowi odzyskać sławę.

    - Rodzice Hermiony dali wam ten pamiętnik? - zdziwił się Olivier.

    - Nie nam, ale co to za różnica? – odpowiedział szybko Jackson, zanim Martin zdążył się odezwać. - Arianie on już nie jest potrzebny, więc wzięliśmy go my.

    - I postanowiliście dać go mnie.

    - Sprzedać, nie dać. Nie ma nic za darmo.

    - Dlaczego właśnie mnie? Czemu nie Nathanowi, na przykład?

    - Bo ty masz najbogatszych dziadków, a właśnie była Gwiazdka. Na pewno zebrałeś więcej kasy od Nathana. - Jackson powiedział to w taki sposób, jakby to była rzecz oczywista.

     Przez następne kilkanaście minut Jackson i Olivier targowali się o cenę, a następnie ustalali gdzie i kiedy dojdzie do wymiany. Właśnie doszli do porozumienia i Olivier miał wychodzić, kiedy drzwi się otwarły i pojawił się w nich Elliot. Obrzucił ich zdziwionym spojrzeniem, szukając czegoś, do czego mógłby się przyczepić. Kiedy nic takiego nie znalazł, rzucił im tylko wrogie spojrzenie pewien, że dzieje się tu coś, o czym powinien wiedzieć.

    - Załóżcie szaty szkolne. Za dwadzieścia minut będziemy w Hogsmeade.

***

   Pociąg zatrzymał się z przeciągłym zgrzytem na malutkiej stacyjce. Uczniowie wysypali się z niego, mącąc idealną ciszę, jaka panowała w tym miejscu przed ich przybyciem. Grupka roześmianych Gryfonek , przekrzykując się nawzajem, zeszła po zaśnieżonych schodkach prowadzących na peron, i ruszyła w kierunku rzędu stojących powozów.

    - Wendy, pospiesz się! - krzyknęła Leslie. - Nie chcę na tym zimnie czekać na powóz. Zaraz wszystkie odjadą.

     Rudowłosa zaczęła szybciej przebierać nogami, co i rusz zapadając się w świeżym śniegu. Nagle ktoś minął ją biegiem, o mało co nie przewracając ją. Zaskoczona dziewczyna pisnęła, odskakując w bok.

    - Przepraszam, Wendy.

     Zaciekawiona Leslie wychyliła się z powozu, w którym już zdążyła się usadowić. W ich kierunku biegł Olivier, z przedniej kieszeni kurtki wystawała mu różdżka. Dziewczyna właśnie miała mu powiedzieć, że w ten sposób bardzo łatwo może ją zgubić, kiedy nagle poczuła jak dłoń chłopaka zaciska się na jej ramieniu, a ona sama zostaje wyciągnięta siłą z powozu.

    - Olivier! - krzyknęła za nimi Lydia, oburzona tym, ze po raz kolejny została zignorowana przez swojego chłopaka.

     Weasley prawie zawlókł kuzynkę do jednego z ostatnich powozów. Przed nimi, tam gdzie były niewidzialne dla dziewczyny testrale, stał Nathan, karmiąc zwierzęta karmelkami. 

     - W samą porę – powiedział na ich widok. - Skończyły mi się karmelki. Powóz zaraz ruszy.

     Leslie, poganiana przez chłopców, wdrapała się do powozu. Z zaskoczeniem odkryła, ze w środku znajduje się jej siostra.

     - Czyli chodzi o Demelium – domyśliła się.

     - A o cóż by innego? - spytał blondyn, oglądając się, czy nikt nie czai się za ich powozem. - Czujcie się wybrańcami. O niczym nie musiałem wam mówić, a jednak postanowiłem was wtajemniczyć.

     - Mnie musiałeś powiedzieć. Mieszkamy razem – przypomniał mu Nathan. - I tak bym się dowiedział.

     - Chwila, chwila. - Alexandra zmarszczyła brwi, zastanawiając się nad czymś. - Olivier, skąd ta nagła zmiana? O ile mi wiadomo, w święta strasznie wzbraniałeś się przed jakąkolwiek wzmianką o Demelium. Portret Darcy w ogóle cię nie zainteresował. Tak po prostu zmieniłeś zdanie?

     - Powiedzmy, że zmieniły się okoliczności. Każdy z nas chce odkryć pokój wspólny z innych powodów. Ty, Alex, wcale nie chcesz go znaleźć. Zależy ci tylko na tym, żeby być lepszą od Leslie. Elvira chciała narobić zamieszania, zmusić wyznawców Demelium do ujawnienia się. Elliot chce tego co zwykle – wiedzy. Gdyby on go znalazł, nikt by się o tym nie dowiedział, dopóki nie zostałaby skopiowana każda kartka papieru, którą by tam znalazł.

    - A ty? Czego ty chcesz? - spytał Nathan.

     - Tego co ty i Leslie. Tego, czego powinien pragnąć każdy członek naszej drużyny.

     Alexandra jęknęła, zakrywając dłońmi oczy, przypominając sobie nagle podsłuchaną kilka tygodni temu rozmowę. Jeszcze niedawno dziwiła się, że zarówno chłopcy jak i jej siostra tak szybko odpuścili sobie naukę nowej magii. 

     - A tobie co się dzieje? - spytała podejrzliwie Leslie. Nigdy nie powiedziała siostrze o swoim pomyśle. Nie uważała za konieczne wtajemniczanie jej. - Przecież nie wiesz o czym Olivier mówi. Nie było cię z nami wtedy. Chyba, że – zawiesiła głos, patrząc groźnie na Alex - podsłuchiwałaś.

     - Ja jej powiedziałem – odezwał się nagle Nathan. - Przecież i tak w końcu by się dowiedziała. Koniec tematu, nawet nie próbuj na mnie wrzeszczeć, bo cię wykopę z powozu i będziesz wracała do zamku na piechotę.

     Leslie z oburzoną miną oparła się o siedzenie, ale się nie odezwała. Alexandra popatrzyła z wdzięcznością na kuzyna – od przygody w lesie bardzo dobrze dogadywała się z siostrą i nie chciała, żeby coś się między nimi zepsuło. 

     Nathan, natomiast, miał dość słownych przepychanek, ciągłego planowania, zmieniania stron, sojuszników. Chciał wreszcie zacząć działać. Zostało tylko pięć miesięcy i będzie musiał opuścić Hogwart na zawsze. Jeśli teraz nie zostanie się do ukrytej komnaty, straci tę szansę na zawsze. Nigdy nie nauczy się wyższej formy magii.

     - Wiecie, że nauka czarowania bez różdżek zajmie nam mnóstwo czasu? - zauważyła Alexandra, której cały ten pomysł nie bardzo się podobał. - Zakładając, oczywiście, że w ogóle uda nam się odnaleźć pokój wspólny Demelium. Nie zdobędziemy pucharu quidditcha, po prostu nie zdążymy.

     - My dwaj nie – powiedział Olivier. - Ale wy zdążycie. Komnatę musimy znaleźć do egzaminów. Później zostanie nam kilka dni na przeszukanie jej i zabranie tego, co nam się przyda. W wakacje będziemy się uczyć.

     - W twoich ustach to wszystko wydaje się takie proste – Alex dalej była nieprzekonana.

     Nie chciała zostać z tym wszystkim tylko z Leslie. W przyszłym roku nie będzie już w Hogwarcie Elliota ani Harriet. Kto pomoże im odkręcić zaklęcia, jeśli coś pójdzie nie tak? Kto im wtedy pomoże?

     - Damy radę – stwierdziła pewnym głosem Leslie. - Znajdziemy Demelium do końca roku szkolnego. Przecież wiemy gdzie go szukać.

     Przez resztę drogi do zamku Nathan i Olivier tłumaczyli dziewczynom magiczną teorię czasu, o której czytali od czasu wizyty w dziwnym korytarzu nieoznaczonym na mapie. Według książek, które znaleźli na ten temat, był to Temporalny Kocioł – miejsce, które powstawało samo na skutek rzucenia silnego zaklęcia na czas. Temporalny Kocioł zapewniał równowagę w czasoprzestrzeni i zapobiegał rozpadowi całego wszechświata, kiedy ktoś podróżował w czasie. Ktoś, kto rzucił zaklęcie na lustro w pokoju wspólnym Demelium, zamieniając je w portal pozwalający podróżować w czasie, celowo odseparował korytarz od reszty lochów. 

     O samej strukturze Kotła niewiele wiedziano – powstawał samorzutnie, nie składał się z zaklęć ani nie reagował na żadną magię. Na czas istnienia czaru ingerującego w czas, stawał się osobnym wszechświatem, umieszczonym w tym wymiarze, ale niemającym z nim nic wspólnego. 

     - I co? To już wszystko? - spytała z rozczarowaniem Leslie.

     - Tylko? - oburzył się Olivier.

     Odkąd razem z Nathanem i Leslie znaleźli się w ukrytym korytarzu, spędził długie godziny przeglądając swoje podręczniki i te książki w bibliotece, wypożyczenie których nikomu nie wydałoby się dziwne. Najwięcej jednak informacji udało mu się zdobyć, przeglądając biblioteczkę w domu swojej najstarszej siostry. Mąż Anabelle, Myron, był prywatnym detektywem i udało mu się zgromadzić całkiem pokaźną kolekcję książek na temat dziwnych i niewyjaśnionych zjawisk, które z racji swojego zawodu bardzo często spotykał na swojej drodze. Olivier był pewien, że gdyby zapytał go o Kocioł Temporalny, dowiedziałby się znacznie więcej szczegółów. Nie chciał jednak niepotrzebnie zwracać na siebie uwagi – do tej pory poza quidditchem nigdy nie interesował się niczym na tyle, żeby sięgać z tego powodu do książek. Książki to byłą działka Elliota, nie jego.

     - Właściwie, to wiemy bardzo dużo – powiedział zamyślonym głosem Nathan. Przez chwilę milczał, a później podjął na nowo przerwany wątek. - Przecież informacje o tym całym Kotle Temporalnym nie są nam do niczego potrzebne. Właściwie, to on nas w ogóle nie interesuje.

    - Nie? - spytał ze zdziwieniem Olivier, nic z tego nie rozumiejąc. - To po co spędziliśmy tyle czasu z nosami w książkach?

    - Bo potrzebowaliśmy informacji na temat tego korytarza.

    - A teraz już nie potrzebujemy?

    - Nie potrzebujemy – odpowiedział Nathan takim tonem, jakby to była najoczywistsza rzecz po słońcem. 

    - Nie rozumiem – stwierdziła w końcu Leslie. - Odkryłeś coś nowego? Ktoś ci coś powiedział? Wyczytałeś coś z tej płyty, którą znaleźliśmy w ruinach Wolf's Lair?

    - Znalazłem i zrozumiałem z niej tyle samo co ty, czyli praktycznie nic. Chodzi o to, czego dowiedział się Olivier z książki Myrona. Temporalny Kocioł nie jest żadnym zaklęciem i żadne czary na niego nie działają. Tam nie ma magii, nie może jej być. Nie ma tam więc wejścia do pokoju wspólnego Demelium. I nie tam ląduje się po podróży w czasie.

    - A niby dlaczego nie? - zdziwiła się Alexandra. - Przecież to byłoby idealne miejsce na zabezpieczenie wejścia. Pomyślcie tylko: Gryffindor ma Grubą Damę i hasło, Ravenclaw zagadki, a Demelium Kocioł Temporalny. Demelijczycy musieli mieć jakąś specjalną cechę, zdolność albo po prostu informacje, jak przejść korytarze bez tego ciągłego zacinania się i cofania w czasie. - Alexandra uśmiechała się szeroko. Wyglądała, jakby dokonała bardzo ważnego odkrycia i była bardzo z siebie dumna.

    - Pomyśl sama – przedrzeźniał ją Nathan. - Pokój Wspólny został ukryty przez dyrektorów Hogwartu za pomocą magii, a nie mogliby tego zrobić w Temporalnym Kotle. Nie mogliby też w żaden sposób wykorzystać jego właściwości, jakoś go dostosować do własnych celów. Kocioł jest niezmienny, odkąd rzucono zaklęcie na lustro. A skoro kiedyś nie ukrywał on Demelium, nie może też robić tego teraz. A co do powrotu z podróży w czasie... Powrót jest częścią zaklęcia, wraca się za sprawą magii. A w Kotle nie może być żadnej magii.

    - Fantastycznie – sarknął Olivier. - Miesiąc babrania się w książkach i jedyne co wiemy to to, że Demelium nie ma w tym korytarzu.

    - Wiemy znacznie więcej. Podsumujmy – komnata jest w lochach. Nie ma jej w Kotle, a ponieważ on był w całej nieoznaczonej na mapie części zamku, Demelium w znanej części. Wiemy, że jest w dość sporej odległości od Slytherinu, w myśl tej samej zasady, która pozostałe domy rozrzuciła po całym zamku. Ja i Elliot rzuciliśmy całkiem sporo zaklęć demaskujących i udało nam się wykluczyć dość spory obszar lochów. Jak więc widać, wiemy całkiem sporo. Teraz wystarczy podejść do tego od strony teoretycznej..-

    - Mam pomysł – wtrąciła nagle Alexandra, nie zważają na urażoną minę Nathana, któremu przerwała. - Popróbuję dzisiaj w dormitorium z jednym zaklęciem. Jeśli się uda, Demelium znajdziemy w tym tygodniu.

***


   Podczas kolacji Olivier zachowywał się jak chmura gradowa. Był zły na Nathana i bliźniaczki, że nie pozwolili mu wygłosić starannie zaplanowanej przemowy, stale mu przerywając. Tak go to zdenerwowało, że prawie zapomniał wspomnieć im o swojej rozmowie z Jacksonem i Martinem. Powiedział im o tym dopiero, kiedy przechodzili przez wielki dziedziniec szkoły. Pech chciał, że wszystko usłyszała Wendy, szukająca Leslie. Zrobiła naburmuszoną minę zła, że nikt nie chciał jej wtajemniczyć i oświadczyła, że to wyjątkowa podłość w stosunku do Ariany, i że ona już sobie porozmawia o tym z Jacksonem.

     Alexandra była tak pewna powodzenia swojego pomysłu, że niespecjalnie się tym przejęła. Nathan za to zaczął go maltretować, że powinien jak najszybciej iść do Martina po pamiętnik, bo bez niego nie zrobią ani kroku dalej. Leslie ograniczyła się „tylko” do wyśmiania jego negocjatorskich umiejętności.

     W efekcie Olivier był wściekły na wszystko i wszystkich i już był gotów po raz kolejny darować sobie poszukiwania, kiedy jego uwagę przykuło dziwne zachowanie Elliota.

     Potter siedział w sporym oddaleniu od swojej rodziny, a więc zupełnie nie tam, gdzie zazwyczaj jadał posiłki. Towarzyszyło mu rodzeństwo Burns.

     - Na kogo się gapisz? - spytał kuzyna Nathan, wędrując za jego wzrokiem.

     - Na naszego świętoszkowatego Elliocika i jego przymulonego kumpla. Co robi tam z nimi Spencer?

    - Calvin to jej brat – Nathan wzruszył ramionami i dopił sok. - Dobra, ja mam już dość. Do śniadania wystarczy. Idę spać.

    - Jakby to kiedykolwiek miało jakieś znaczenie... - mruknął pod nosem Olivier.

    - Mówiłeś coś?

    - Ciebie to nie dziwi? - blondyn wskazał podbródkiem trójkę Gryfonów.

    - Hmm... nie. Idziesz?

     Olivier podniósł się z ławy i ruszył za Nathanem do wyjścia. Kiedy zbliżali się do Elliota i Burnsów, Calvin kopnął mało dyskretnie siostrę, a ta od razu umilkła, uśmiechając się sztucznie do kolegów.

    - Dobrej nocy życzę – powiedziała słodkim głosikiem.

     Elliot odwrócił się zaskoczony, z lekkim przestrachem patrząc na stojących za nim Gryfonów. Olivier nie musiał umieć czytać w myślach, żeby wiedzieć, że w myślach Pottera tłucze się teraz tylko jedna myśl: „ile usłyszeli”.

***

   Pierwszy dzień nauki po przerwie świątecznej był jednym z ulubionych dni Irmy. Zajęcia były wtedy luźniejsze, nauczyciele nie zadawali jeszcze żadnych prac domowych, a wszyscy rozmawiali o świętach.

     Irma z szerokim uśmiechem zasiadła przy stole. Obok Brandice czytała Proroka Codziennego, jak zwykle zaczynając od wiadomości sportowych.

    - Nawet nie zapytam, dlaczego tak się szczerzysz.

    - To nie pytaj.

     Weasley spokojnie jadła śniadanie, cichutko nucąc sobie kolędy, kiedy do jej uszu doszły znajome, podniesione głosy. Po prawej stronie, kawałek od niej, siedział Jackson z Aaronem i Libby. Tuż za tym pierwszym stała czerwona ze złości Wendy, próbująca zwrócić na siebie uwagę brata.

    - Ty głupi smarkaczu! To co zrobiłeś, było okropnie podłe! To... to zwykłe kradzież była.

    - Siostra, spokojnie – Jackson wreszcie odwrócił się do siostry przodem. - To Martin go zabrał, nie ja.

    - Ale ty chcesz go sprzedać! - powiedziała oburzona Wendy.

    - Ja mam cenną rzecz, a Olivier ją chce. Dlaczego mam nie wziąć za to kasy?

    - Bo ta rzecz nie jest twoja.

    - Teraz jest moja. Nie pamiętasz? Hermiona nie żyje. Pamiętnik jest mój.

     Irma nie śmiała odetchnąć głośniej, żeby tylko nie uronić słowa z rozmowy kuzynostwa. Jackson miał pamiętnik Hermiony Colfer? Czy naprawdę właśnie to usłyszała?

     Kiedy tylko skończyły się pierwsze zajęcia, pobiegła w kierunku lochów, gdzie jej brat miał mieć teraz eliksiry. O ile dobrze pamiętała jego plan, oczywiście. Pamięć na szczęście jej nie zawiodła i już po chwili ujrzała Nathana w towarzystwie Rebecci. Chłopak zrobił zbolałą minę na jej widok, zatrzymał się jednak. Gryfonka rzuciła mu rozbawione spojrzenie, kiwnęła głową Irmie i weszła do klasy.

    - Działam pod wpływem chwili i emocji, których nie do końca pojmuję, więc daj mi powiedzieć, zanim wróci mi opamiętanie.

     Zaintrygowany chłopak odszedł posłusznie za siostrą w boczny korytarz, gdzie nikt nie mógł ich podsłuchać.

    - Jackson ma pamiętnik Hermiony i zamierza sprzedać go Olivierowi. Tak jest chyba napisane, jak dotrzeć do pokoju wspólnego Demelium.

    - Wiem o tym.

    - Co?

    - Olivier powiedział mi o tym wczoraj. Dzisiaj wieczorem mamy dostać pamiętnik.

    - Powiedział ci... - Irma wydawała się całkowicie zbita z tropu. Zupełnie się tego nie spodziewała. - No, to w porządku. - Odwróciła się i chciała iść na swoje zajęcia, kiedy Nathan ją zatrzymał.

    - Zaczekaj jeszcze chwilę. Chcę wiedzieć, dlaczego mi powiedziałaś.

    - Tak jakoś. - Dziewczyna była zmieszana i uciekała wzrokiem.

    - Tak jakoś? - spytał z rozbawieniem Nathan. - Sama z siebie przyszłaś, żeby mi powiedzieć o czymś, co ma związek z Demelium? O czymś, co pozwoliłoby mi je znaleźć. Bo myślałaś, że Olivier działa za moimi plecami. Wow. Ty jesteś po mojej stronie.

    - Jesteś moim bratem. Strasznie głupim i upartym starszym bratem. Jak raz sobie coś ubzdurasz, nie tak łatwo rezygnujesz. Zamiast więc patrzeć, jak pakujesz się w kłopoty, mogę ci pomóc. Nie zależy mi na Demelium. Zależy mi na tobie. A skoro ty chcesz je znaleźć, pomogę ci. Jestem prefektem i w bibliotece orientuję się o wiele lepiej niż ty. 

     Nathan z niedowierzaniem patrzył na siostrę. Czy ona właśnie dobrowolnie zaproponowała, że będzie zamiast niego przetrząsać bibliotekę w poszukiwaniu wskazówek?

    - I nie chcesz niczego w zamian? - spytał podejrzliwie.

    - Tylko jednej rzeczy.

***

   Elliot wpatrywał się we własne odbicie w lustrze czując, jak ogarniają go czarne myśli. Cóż on najlepszego wyprawiał? Kiedy tak się zmienił?

     Zamknął na chwilę oczy, oddychając głęboko, i zaciskając dłonie na brzegu umywalki. Coś ściskało go w gardle, czuł, że lada chwila się rozpłacze. Albo zacznie krzyczeć. Czuł się jak opętany. Robił zupełnie nie to co chciał. Naprędce mógł wymyślić dziesiątki powodów, dla których miałby przestać. Wiedział, że poczułby tylko ulgę, gdyby do wszystkiego się przyznał. Ale czy to byłby koniec?

     Z nagłą furią, która jego samego zaskoczyła, zrzucił z umywalki wszystkie flakoniki i kosmetyki. Nie usłyszał nawet jak rozbiły się o kamienną podłogę, nie poczuł mocnego aromatu, jakim momentalnie przesiąknęło powietrze.

     Z przerażeniem wpatrywał się w lustro, gorączkowo szukając na swojej twarzy jakichś zmian. Czegokolwiek, co powiedziałoby mu, że śmierć się zbliża. Nagle wyrwał mu się głośny jęk, który szybko przeszedł w szloch. Nie mogąc dłużej ustać na nogach, opadł na posadzkę i zaniósł się płaczem.

***

Powoli zbliżamy się do połowy opowiadania. Nareszcie poukładałam sobie wszysko w głowie i napisałam rozpiskę rozdziałów, której mam zamiar się trzymać. Planuję również zmniejszyć trochę długość rozdziałów. Wiem, że to trochę męczące czytać tak długie teksty, dlatego daruję sobie niepotrzebne opisy czy dialogi, które mało wnoszą do akcji. W końcu to nie powieść, tylko opowiadanie. 
Pozdrawiam wszystkie zbłąkane duszyczki, które tu zawitały. Proszę, piszcie swoje opinie. To naprawdę dużo znaczy dla każdego, kto pisze.