niedziela, 26 maja 2013

Rozdział 4

     
    Ostry, późnojesienny wiatr targał szatami uczniów, którzy uparcie bronili się przed noszeniem zimowych płaszczy, tak jakby sam fakt włożenia ich na dobre miał przyzwać zimę. Na drzewach nie pozostały już żadne liście. Wszystkie leżały zwiędnięte i pomarszczone na zmarzniętej trawie lub mokrym bruku dziedzińca.

     Irma wpatrywała się tępo w wielką, brudną kałużę. Naciągnęła kaptur na głowę i próbowała zasłonić nim twarz, ale wiatr i tak wyciskał jej z oczu łzy.

     Siedziała samotnie na mokrej ławce w pobliżu szklarni, czekając na zajęcia z zielarstwa. Nie poszła wczoraj na kolację i dziś na śniadanie, więc teraz burczało jej w brzuchu z głodu. Ale nie miała odwagi spojrzeć w twarz Evanowi. Wiedziała, że każdy wybuch śmiechu w Wielkiej Sali byłby dla niej jak policzek. Za każdym razem myślałaby, że to z niej się śmieją.

     Na wspomnienie wczorajszego dnia poczuła, że policzki zaczynają jej płonąć. Wypłakała wiele łez, wyżaliła się przyjaciółce, i teraz nie czuła się już tak zraniona. Ale uczucie potwornego upokorzenia i wstydu zostało.

     - Tak myślałem, że cię tu znajdę.

     Obok niej usiadł Elliot w grubej, pikowanej kurtce, czerwonym szalikiem okręconym dookoła szyi przynajmniej trzykrotnie, i ciepłych rękawiczkach.

     - Widzę, że ktoś tu porządnie przygotował się na zimę – uśmiechnęła się Krukonka. - Nie przesadzasz trochę?

     - Nie wydaje mi się. Dopiero co eliksiry pani Kenyon postawiły mnie na nogi po ostatnim przeziębieniu. Nie zamierzam znowu łykać tego paskudztwa.

     - Szukałeś mnie?

     - A, tak. Muszę z tobą o czymś porozmawiać. Wiesz, jesteś jedną z nielicznych rozsądnych Weasley. Poza tym, Nathan się ciebie słucha.

     - Żartujesz sobie? Niby kiedy?

     - Masz na niego wpływ, nie zamyka się na twoje argumenty. Każde słowo krytyki czy radę ode mnie traktuje jak atak..-

     - I atakiem odpowiada – dokończyła Irma. - Co zrobił tym razem?

     - Chodzi o ten głupi zakład z Olivierem. Kto pierwszy znajdzie Demelium. On dalej szuka.

     - Co? - Irma podniosła gwałtownie głowę, aż kaptur ześlizgnął jej się z głowy na plecy. - Chyba żartujesz? On naprawdę chce wylecieć ze szkoły.

     Elliot przytaknął. Nie było sensu opowiadać Irmie o podsłuchanej rozmowie i swoich złych przeczuciach dotyczących przedmiotów ukrytych w pokoju wspólnym Demelium. Lepiej, żeby Irma myślała, że chodzi tylko o możliwość wyrzucenia Nathana ze szkoły.

     - Mnie nie słucha. Wczoraj pokłóciliśmy się o to. Myślę, że teraz, kiedy ja się wycofałem, on może jeszcze podwoić wysiłki, mnie na złość. I szybciej go nakryją. A to już nie jest samo planowanie jak w przypadku Oliviera i Elviry. On używa zaklęć, których nie powinien. Włóczy się nocami po zamku i zagląda w miejsca, o których istnieniu nawet nie powinien wiedzieć.

     - Chwila, chwila – przerwała mu nagle kuzynka. - Wycofałeś się? Chcesz powiedzieć, że robiłeś to wszystko razem z nim?

     Mina Elliota wystarczyła jej za odpowiedź. Jeszcze nigdy nie widziała Gryfona tak skruszonego i zawstydzonego jednocześnie. Nie mogła zrozumieć, jak mógł zrobić coś takiego, złamać tyle punktów regulaminu szkolnego.

     Ale nie chciała mu tego wypominać ani go oceniać. Kim była, żeby to robić? Elliot miał własny rozum. I był odważniejszy od niej. Na tyle odważny, żeby wreszcie zrobić coś, na co miał ochotę, a nie tylko to, czego od niego wymagano.

     - Porozmawiasz z nim?

     - Oczywiście.

***

     Po południu pogoda zmieniła się diametralnie. Ciężkie, burzowe chmury przegonił silny wiatr, który około południa ucichł zupełnie. Deszcze przestał siąpić a na niebie pojawiło się wielkie, jesienne słońce. Młodzi czarodzieje, nie zważając na błoto i kałuże, wylegli na szkolne błonia, by w ciepłych promieniach słońca spędzić poobiednią przerwę.

     Grupka Gryfonów, która jako jedna z pierwszych opuściła Wielką Salę, zajęła najlepsze miejsce. Usadowili się na największym dziedzińcu, zajmując trzy ławki i jeden stolik, na którym rozłożyli smakołyki zabrane z obiadu i podręczniki na popołudniowe zajęcia.

     Olivier półleżał na ławce, wystawiając twarz w kierunku słońca, i słuchając głosu Lydii tłumaczącej Calvinowi, że adidasy owszem, pasują niektórym do eleganckiej szaty wyjściowej, ale Gryfon z pewnością się do nich nie zalicza. Spencer od czasu do czasu wtrącała własne uwagi i ciągle powtarzała, że jeśli jej brat naprawdę założy adidasy do eleganckiej szaty na ślub ich kuzynki, to nie odezwie się do niego już nigdy w życiu.

     Nagle Olivier poczuł silny zapach ryb, i to niezbyt świeżych. Zmarszczył nos i otworzył oczy. Obok ich grupki przystanęła Irma, trzymając przed sobą podręcznik do opieki nad magicznymi stworzeniami.

     - Na gacie Merlina, Irma, pływałaś w jeziorze? - spytała Charlize, cofając się o kilka kroków od Krukonki. Reszta Gryfonów też miała zniesmaczone miny. Gdyby nie fakt, że Irma była siostrą Nathana, nie zostawiliby na niej suchej nitki za to, że śmiała podejść do nich w śmierdzącej szacie.

     - Wracam właśnie z zajęć opieki nad magicznymi stworzeniami – odpowiedziała brunetka, rumieniąc się lekko. Spojrzała w stronę swojego brata, omijając wzrokiem Lydię i Charlize. - Nathan, możemy porozmawiać?

     - Może się najpierw wykąpiesz? - zasugerowała Lydia.

     - Daj spokój – mruknął Nathan, zeskakując ze stołu, na którym siedział. - Zaraz wracam.

     Ruszył za siostrą w stronę zamku. Przystanęli w cieniu murów, z dala od słońca. Chłopak już po chwili drżał z zimna w cienkiej szacie szkolnej.

     - Mamy już listopad. Powinieneś cieplej się ubierać – zwróciła mu uwagę Irma.

     - O tym chcesz ze mną rozmawiać? - spytał zniecierpliwiony.

     - Nie. Elliot powiedział mi, że nie wycofałeś się z zakładu.

     - Co?! - Nathan był naprawdę wściekły. - A co was to obchodzi? Jakim prawem ten chodzący ideałek wtrąca się w moje życie? I jeszcze ciebie do tego miesza. Nie, nie będę tego tolerował.

     - Nathan, uspokój się. On martwi się o ciebie.

     - Nie interesuj się tym, to nie twoja sprawa.

     Odwrócił się, ruszając z powrotem w stronę swoich przyjaciół. Ale Irma pobiegła za nim. Chwyciła go za rękaw szaty i zatrzymała w miejscu.

     - Proszę, zaczekaj. Zastanów się, co robisz. Czy to naprawdę jest tego wszystkiego warte?

     - Irma, nie przeginaj. To, że jesteś moją siostrą nie znaczy, że możesz mi matkować.

     - No to napiszę do matki – dziewczyna spojrzała wyzywająco na brata. - Albo mnie posłuchasz, albo za chwilę będę w sowiarni. I niech ci się nie wydaje, że uda ci się mnie powstrzymać.

     Nathan westchnął i spojrzał z udawanym znudzeniem na siostrę. Nie znosił, kiedy Irma się tak zachowywała, kiedy przypominała sobie, że ona też może mieć przewagę.

     - Chcesz skończyć jak Marshall Zabini?

     -No nie przesadzaj! - zaperzył się chłopak. - Nie porównuj mnie do niego. On jest przestępcą, nekromantą!

     - Nie ważne co robisz, ale ważne jak to robisz. Może i nie próbujesz ożywiać zmarłych, ale używasz tak samo czarnomagicznych zaklęć jak Marshall. Nawet nie próbujesz zaprzeczyć?

     - Po co? Przecież Elliot wszystko ci wyśpiewał. Możesz sobie o mnie myśleć, co chcesz, nie mam zamiaru kłamać. Mam odwagę przyznać się do tego, co robię.

     Irma westchnęła. Jak miała go przekonać, że to co robi, to głupota? Jeśli powie, że to strata czasu, że i tak mu się nie uda, będzie jeszcze gorzej. Urażona duma nigdy nie pozwoli mu przestać.

     - Jak możesz myśleć, że znajdziesz tam cokolwiek dobrego? Naprawdę, aż tak naiwny jesteś? Nawet gdyby to nie było Demelium, ale zwykła komnata, z jakiegoś powodu była przez tyle lat ukryta. Nie pomyślałeś o tym, dlaczego ci wszyscy dyrektorowie Hogwartu chronili jej sekretu? Znam cię, wiem, że chodzi ci tylko o sławę. Ale jakim kosztem? Pomyślałeś, co się stanie kiedy znajdziesz tę komnatę? Ministerstwo zbada twoją różdżkę, zawsze tak robią przy przesłuchaniach, i odkryją wszystkie zaklęcia, których używałeś. Ile lat za to dostaniesz? Dwa, trzy, dziesięć? A może od razu dożywocie w Azkabanie? Pociągniesz nas wszystkich za sobą. Kiedy Marshalla złapali i skazali, jego ojciec wyrzekł się go. Ale nasz ojciec tego nie zrobi. Będziemy rodziną tego, który obudził zło. Ojciec straci klientów, będzie musiał wycofać się z biznesu, który tak wiele dla niego znaczy. Mamę zwolnią ze Świętego Munga. Będzie siedziała w domu, pisała do ciebie listy i raz w miesiącu zawoziła ci paczki do więzienia. Maude nie będzie miała żadnych przyjaciół. Wyobrażasz to sobie? Siedem lat w Hogwarcie bez przyjaciół, bez jednej życzliwej duszy. Nauczyciele będą się nad nią znęcali nie mniej niż inni uczniowie. A może nie będzie żadnego Hogwartu? Może zamkną szkołę na zawsze?

     Po minie brata poznała, że nigdy nie patrzył na to od tej strony. Oczywiście, wiedział czym ryzykuje. Wiedział, jak może się to skończyć dla niego. Ale dla jego rodziny? O tym nigdy nie pomyślał.

     - Nie uważasz, że trochę przesadzasz? - spytał niepewnie.

     - Nie – odpowiedziała stanowczo Irma. - Obiecujesz, że dasz sobie spokój z tym zakładem? Nathan.

     - Obiecuję – powiedział po chwili. Ktoś, kto go nie znał, nigdy nie domyśliłby się, że wyraz jego twarzy oznacza wielką ulgę.

***

     Wielka kropla atramentu upadła na śnieżnobiały pergamin. Claudia zaklęła cicho widząc, jak kleks rozrasta się na liście, który właśnie pisała. Próbowała sobie przypomnieć zaklęcie, którym mogłaby naprawić szkodę, ale jak na złość wyleciało jej z głowy. Za bardzo była rozkojarzona po porannym spotkaniu ze swoim ukochanym.

     Na samo wspomnienie jego pięknych, zielonych oczu, zrobiło jej się cieplej. Uśmiechnęła się mimowolnie. Tak, była zakochana. I to bardzo. A najpiękniejsze było to, że i ona była kochana.

     - Margolis!

     Nagły hałas zwrócił jej uwagę. Podniosła wzrok znad listu i spojrzała przed siebie. Na szkolnych błoniach pełno było uczniów oraz nauczycieli spieszących po popołudniowej przerwie na zajęcia. Część z nich poruszała się biegiem, spiesząc po zapomniane z zamku książki.

     W tej jednak chwili prawie wszyscy zatrzymali się i z zainteresowaniem przyglądali podnoszącej się z ziemi profesor McGonnagall.

     Claudia aż otwarła usta ze zdziwienia. Jak można było potrącić i przewrócić dyrektorkę? Zebrała szybko swoje rzeczy i podbiegła do grupki uczniów, wśród których rozpoznała swoją przyjaciółkę, Connie.
Dyrektorka w tym czasie podniosła się już z ziemi z pomocą jakiejś Puchonki, i wściekła wrzeszczała w stronę Evana.

     - Margolis, minus dwadzieścia punktów dla Ravenclav! To miejsce publiczne, nie możesz się zachowywać, jakbyś był królem tego miejsca i przewracać innych! Kiedy idzie kobieta, schodzi się jej z drogi!
     Chłopak wyglądał na kompletnie zagubionego. Siedział na ziemi, w ręku ściskał swoją torbę szkolną, i rozglądał się niepewnie dookoła. W ogóle nie słuchał nauczycielki.

     - Czy ty w ogóle słyszysz co ja do ciebie mówię? Wstawaj!

     Kiedy Krukon w dalszym ciągu nie reagował, Connie zasugerowała, że może ma wstrząs mózgu. Ukucnęła obok niego.

     - Evan, co ci jest? - spytała. - Rozwaliłeś sobie głowę, tak?

     Wyciągnęła rękę i pomachała mu przed oczami. Chłopak zareagował dopiero wtedy, gdy niechcący dotknęła jego nosa. Krzyknął i jak oparzony odchylił się do tyłu, z przerażeniem wpatrując się w przestrzeń, jakby nie widział Connie. Dziewczyna przestraszyła się i odeszła od niego.

     - Panno Gatien, proszę sprowadzić panią Kenyon ze Skrzydła Szpitalnego. Reszta niech się odsunie. Zdaje się, że pan Margolis padł ofiarą wyjątkowo nieudanego uroku miłosnego – zawyrokowała w końcu McGonnagall, patrząc ze złością w okna zamku, jakby w jednej z szyb miała nadzieję ujrzeć twarz winowajcy.

***

     Podczas kolacji wszyscy rozmawiali tylko o jednym: o Evanie Margolisie, który przebywał aktualnie w Skrzydle Szpitalnym, gdzie szkolna pielęgniarka próbowała przywrócić mu wzrok i słuch.

     Harriet drgnęła, kiedy dyrektorka chrząknęła i jej magicznie wzmocniony głos poniósł się echem po Wielkiej Sali.

     - Jak zapewne wszyscy już wiedzą, na pana Margolisa zostało rzucone zaklęcie miłosne, które pozbawiło go zdolności widzenia i słyszenia wszystkich kobiet. Wszystkich, oprócz jednej. Tej, która to zaklęcie rzuciła. - Dyrektorka powiodła spojrzeniem po wpatrzonych w nią uczennicach. - Jest więc tylko kwestią czasu, kiedy ja i pan Margolis będziemy mogli sobie porozmawiać i wspólnie zidentyfikować winowajczynię.

     - A może winowajcę? - szepnął ktoś przy stole Slytherinu, na co odpowiedziała mu salwa śmiechu. Harriet kopnęła pod stołem Charismę, widząc, że ta już ma zamiar się odezwać.

     - Radzę więc – kontynuowała McGonnagall – aby winowajczyni zgłosiła się po kolacji do mojego gabinetu i dobrowolnie poddała się karze. Rzucanie tego typu zaklęć jest surowo zakazane, nie tylko w Hogwarcie ale i poza nim. Pan Margolis ma prawo złożyć oskarżenie w Biurze Aurorów oraz domagać się, by winowajczyni stanęła przed sądem i odpowiedziała za uszkodzenie ciała innego czarodzieja. Życzę dobrej nocy.

     Piętnaście minut później dwie Ślizgonki weszły do swojego dormitorium. Kara leżała na łóżku i czytała książkę. Leny i Ruby, pozostałych dziewczyn mieszkających z nimi, nie było w pokoju.

     - Dziękuję, że nas tam zostawiłaś – zaczęła od progu Harriet. - Dlaczego nie przyszłaś na kolację? Wiedziałaś, że dyrektorka będzie szukała winnego. Przecież on mógł już coś powiedzieć!

     - Cicho, jeszcze cię ktoś usłyszy. Char, co ci jest?

     Załamana Archer rzuciła się na swoje łóżko, zalewając się łzami. Harriet wzruszyła ramionami.

     - Ok, nie ważne. Co się stało, to się nie odstanie - Kara wstała z łóżka i podeszła do swojego kufra. - Teraz trzeba się wziąć w garść i zrobić tak, żeby nie dobrali nam się do skóry.

     - Niby jak? - spytała Weasley. - Przecież Evan jako ostatnią widział Charismę, rozmawiał z nią! Musi to pamiętać.

     - Nie pamięta – stwierdziła krótko Kara.

     - Co? - zapłakana Charisma usiadła na łóżku.

     - O czym ty mówisz?

     - Kiedy ty wróciłaś do Pokoju Wspólnego, ja zostałam i pilnowałam Char. - Kara wyjęła arkusz papieru ukryty na dnie kufra i popatrzyła na przyjaciółki. - Sorry, Charisma, ale to było żałosne. Nie mogłam pozwolić, żeby zapamiętał tę rozmowę. To była kompletna porażka. Postanowiłam, że wymarzę mu ją z pamięci, a ty będziesz mogła następnego dnia zacząć od nowa. Dlatego teraz Evan cię nie pamięta. I bardzo dobrze.

     - Myślisz, że McGonnagall nie odkryje tego zaklęcia?

     - Nie wiem. To twoje zaklęcie, Harriet. Jak prawie każde, którego używamy poza lekcjami – Kara wzruszyła ramionami.

     Weasley zagryzła wargi. Jej zaklęcia. Po co ona w ogóle się za to zabierała? Była skończoną idiotką jeśli myślała, że potrafi napisać porządne zaklęcie, bez skutków ubocznych.

     - Czyli nic nam nie zrobią? - spytała cichutko Charisma, bardziej załamana tym, że Evan nie pamięta ich rozmowy, która, według niej, wypadła świetnie, niż tym, że chłopak wylądował przez nią w Skrzydle Szpitalnym.

     - Prawdopodobnie nie. Ale lepiej pozbyć się dowodów. Harriet, masz więcej kopii zaklęcia?

     - Nie, jest tylko to jedno.

     - Wyśmienicie.

     Kara podeszła do swojego łóżka i wyciągnęła spod niego kociołek .Wrzuciła do niego kawałek pergaminu i sięgnęła po różdżkę. W tym momencie drzwi otwarły się z impetem i do środka wkroczyła młodsza siostra Ślizgonki, Senta.

     - Proszę, proszę. Moja idealna siostrzyczka jest zbrodniarką. Nie dość, że okaleczyłaś człowieka, i to podwójnie, bo wymazanie pamięci też było czynem karalnym, to jeszcze nie masz odwagi się przyznać i niszczysz dowody. Och, rodzice nie będą zadowoleni, kiedy dyrektorka do nich napisze. - Dwunastolatka uśmiechnęła się wrednie i wymaszerowała z dormitorium.

    Charisma patrzyła za nią przez chwilę, a później wybuchnęła głośnym płaczem.


*-*-*-*

     Nadrobiłam już prawie wszystkie zaległości na Waszych blogach, teraz jeszcze tylko muszę przejrzeć spam i zobaczyć, co to za blogi mi się tam reklamują.

     Właśnie skończyły się juwenalia na moim uniwersytecie, do sesji jeszcze jakieś dwa tygodnie, będę więc miała w najbliższym tygodniu trochę czasu na pisanie i czytanie. Pogoda jest tak paskudna, że nawet do ogrodu mi się wyjść nie chce, a co dopiero ruszać gdzieś dalej. Choć żyję już na tym świecie trochę, nie pamiętam tak zimnego maja. Za kilka dni czerwiec a ja chodzę w bluzie, kurtce i z zapasowym swetrem w torebce.  

6 komentarzy:

  1. zacznę może od takich małych niedociągnięć.
    Po pierwsze, nie spodobała mi się ta rozmowa o garniturach. Na wesele raczej idzie się w szacie, nie?
    Po drugie: pokój wspólny pisze się małymi literkami ^^
    To tyle.
    Oczywiście bardzo mi się podobało, choć mam wrażenie, że poprzedni post był dłuższy. no i jestem trochę zawiedziona, bo myślałam, ze już dziś będą te tajne rozgrywki quidditcha, no ale cóż...
    Współczuję Irmie. Naprawdę, bardzo jej współczuję, ale jednocześnie uważam, że trochę przesadza. Trzeba podkasać rękawy i iść dalej z podniesioną głową.
    Jakoś nie sądzę, aby za namową siostry Nathan zrezygnował z poszukiwania Demelium. Owszem, moze go trochę trafiła ta jej wypowiedź, ale na pewno tak po prostu nie odpuści, bo o czym byś wtedy pisała :D
    I na koniec, ciekawy pomysł z tym czarem miłosnym. Ciekawa jestem co z tego wyniknie no i jak Chrisma zareaguje na słowa siostry.
    Ech... nie mogę się doczekać tego, co będzie dalej ^^
    a tak na marginesie: pomału zaczynam sie łapać w bohaterach a dla mnie to wielki sukces.
    Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie jesteś pierwszą osobą, która pisze, że zachowanie Irmy jest po prostu głupie. Chyba niepotrzebnie dodaję takie "zapchaj dziury" między ważnymi scenami.
      Następnym razem będę się bardziej pilnowała, żeby nie pomylić świata mugoli ze światem czarodziei. Mnie osobiście strasznie to drażni, kiedy czytam opowiadania innych, tym bardziej więc nie wiem jak mogłam napisać garnitury zamiast szaty wyjściowe. :)
      Przykro mi, że zawiodłaś się czekając na opis tajnych rozgrywek. Nie planowałam ich teraz opisywać. Mogę jednak obiecać, że to nie była jednorazowa akcja i kiedyś na pewno się powtórzy.
      Pozdrawiam

      Usuń
  2. Ee, no naprawdę, nie wydaje mi się, aby Nathan zrezygnował z szukania tej komnaty ze względu na to, co powiedziała mu siostra. Może przecież pomyśleć, że zrobi to tak, że nic się stamtąd nie wydostanie i będzie dobrze. W dodatku jego duma chyba znacznie przeważa nad rozsądkiem ;p.
    Mi także nie spodobał się ten garnitur, jednak widzę, że Elfaba już zwróciła to uwagę, więc ja już nic nie będę mówiła ;). Wiadomo, pomyłki czasem się zdarzają.
    Oho, niezły pomysł z tym zaklęciem miłosnym. W sumie na początku myślałam, że to po prostu Ślizgonom żart się nie udało, bo oni są do tego zdolni, ale widzę, że ktoś się jednak w nim bujną. No cóż, w miłości naprawdę trzeba uważać ;p. No ciekawa jestem, jakie będzie rozwiązanie tej sprawy. A jeszcze bardziej nie mogę się doczekać reakcji Minerwy jak się dowie, kto to zrobił. JEŚLI się dowie ;p.
    Ogólnie rozdział bardzo mi się podoba, chociaż wydaje mi się, że jest krótszy niż ostatni. W każdym razie, polubiłam bohaterów i już prawie wszystkich kojarzę - i powinno być dobrze, dopóki nie pojawią się nowi :).
    Oh, nie martw się, nie tylko u Ciebie jest taka pogoda. Kurde, to jest normalnie jakaś masakra. Przecież już jest czerwiec, powinno być 25 stopni, słonce i bez chmur :|. Też nie pamiętam, kiedy ostatnio był taki zimny maj.
    Pozdrawiam i życzę weny! ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Widzę, że wszyscy wierza w upór Nathana. I dobrze.
      Rozdział faktycznie krótszy, i to o całe trzy strony. To dlatego, że na samym początku zrobiłam sobie rozpiskę rozdziałów i teraz się jej trzymam - piszę o tym, co ma się wydarzyć w rozdziale, i czasami wychodzi mi krócej a raz dłużej. Szósty i siódmy również będą dosyć krótkie.
      Pozdrawiam

      Usuń
  3. Kurcze, ostatnia... Zielona szkoła mnie trochę opóźniła c:
    Tak, Nathan na pewno nie zrezygnuje z szukania komnaty. Bo jaki normalny nastolatek słucha się starszej siostry, ja się pytam. A on ma taki fajny charakterek, że najpierw robi, potem myśli i to go może zgubić :)

    O garniturach mówić nie będę, bo koleżanki wyżej powiedziały, a raczej napisały :)
    Chociaż mnie też troszkę to zdenerwowało, no bo jak to, żeby mieszać świat czarodziei i mugoli. Czarodzieje są ponad to.
    Ale pomyłki przecież każdemu się zdarzają :p

    U mnie też pogoda nie oszczędza... Tak, wiatr zerwał ostatnio linie i nie miałam prądu przez dwa dni ;___;
    Boże, lata w tym roku nie będzie w ogóle.

    Pozdrawiam i życzę weny :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. I całe szczęście, że Nathan ma właśnie taki charakterek, bo inaczej cała akcja nie poszłaby do przodu.
      Kiedy będę publikowała następny rozdział zajrzę do tego i poprawię fragment o garniturach. Faktycznie, to niedopatrzenie i niedociągnięcie. Mam nadzieję, że następnym razem wyłapię wszystkie przy sprawdzaniu błędów.
      Pozdrawiam

      Usuń