poniedziałek, 1 lipca 2013

Rozdział 6

   


    Jak to często bywa, pogoda wydawała się odzwierciedlać powszechnie panujące nastroje. Blade słońce skryło się za kłębiastymi, burzowymi chmurami. Temperatura gwałtownie spadła, niebezpiecznie zbliżając się do dolnej części termometru, a szara kurtyna deszczu przesłaniała widok na jezioro i Zakazany Las. Tego dnia zostały odwołane wszystkie zajęcia odbywające się poza zamkiem, ponieważ błonia dosłownie tonęły w błocie, które miejscami zamieniło się w rwące błotne potoki. Wszyscy bali się, że jezioro w końcu wyleje i Hogwart zostanie odcięty od Hogsmeade oraz reszty świata.

     Wendy nie interesował jednak poziom wód, zalane szklarnie i porywisty wiatr, który wciskał się w każdą szczelinę. Siedziała zasmucona w pokoju wspólnym, skulona na wielkim fotelu. Chociaż Gryfoni z szóstego roku mieli teraz odwołane zielarstwo, oprócz niej w salonie nie było nikogo. Wendy nie miała siły nikogo szukać, chociaż rozpaczliwie potrzebowała towarzystwa. Chciała, żeby była tutaj Leslie i Dilshad, żeby razem gapiły się w ogień. Nawet mogłaby porozmawiać z nimi o ich ukochanym quidditchu.

     Ale nie było nikogo.

     Wendy objęła się ramionami, drżąc przy każdym mocniejszym podmuchu wiatru. Dlaczego tak się to musiało skończyć? Dlaczego oni po prostu nie mogli przestać, zrozumieć, że nie są już dziećmi i że będą musieli zapłacić za każdy swój błąd? To było naiwne myśleć, że wszystko im ujdzie na sucho. Ale przecież ona też tak myślała. Ile to razy sama łamała regulamin, żeby się zabawić, poczuć dreszczyk emocji? Wszyscy - rodzice, nauczyciele - uważali ją za rozważną, odpowiedzialną i spokojną. Była taka. Ale poza tym, była też Weasley.

     Tam gdzie twoja rodzina, tam i ty. To było ich motto, jej, Leslie i Alexandry. I Elviry.
Ciche kroki na schodach wyrwały Wendy z transu. Do pokoju wspólnego weszła Claudia, opatulona w gruby, wełniany sweter i szalik, oraz z płaszczem przeciwdeszczowym przewieszonym przez ramię.

     - Wendy, nie wiedziałam, że tu siedzisz – powiedziała zaskoczona, przystając obok kuzynki. - Myślałam, że jesteś... Sama nie wiem. Gdzie Leslie i Alexandra?

     - Nie mam pojęcia. Nie wiem, gdzie są wszyscy – Wendy zrobiła żałosną minę. - Chyba się tu ukrywam. Boję się, że jeśli zejdę do Sali Wejściowej, rozpłaczę się.

     - Ja na pewno się rozpłaczę. Jeśli starczy mi łez. – Młodsza z dziewczyn poklepała kuzynkę pokrzepiającą po zimnej dłoni. - Ale to nie powód do wstydu. Obydwie ją kochamy i to normalne, że już za nią tęsknimy.

     - Uważasz, że naprawdę na to zasłużyła?

     Claudia popatrzyła tylko bezradnie. Nie musiała nic mówić. Obydwie wiedziały, że Elvira solidnie przesadziła, włamując się do gabinetu dyrektorki.

     - Gdyby to był jej pierwszy wybryk, wszystko rozeszłoby się po kościach. Ale ona robiła takie rzeczy od sześciu lat. Tylko kwestią czasu było, aż ją wyrzucą.

     - Tak, kwestią czasu.

     Wendy zapatrzyła się w szalejącą za oknem wichurę. Kto z nich będzie następny? Komu teraz powinie się noga?

     - Idziesz ze mną? Za pół godziny będzie tu wujek George.

     - Tak. Zaczekaj chwilę, tylko przyniosę sobie płaszcz.

     Dziesięć minut później dwie Gryfonki zbiegały po szerokich schodach, bojąc się, że przybędą za późno. Lada chwila ich kuzynka Elvira miała opuścić Hogwart na zawsze. I to nie dlatego, że właśnie świetnie zdała egzaminy końcowe i czekało teraz na nią dorosłe życie. Wyjeżdżała, bo została przyłapana na tym, jak włamała się do gabinetu dyrektorki, a Dilshad przyznała się, że chwilę wcześniej obie były w zakazanej dla ich rocznika części biblioteki, zamkniętej o tej porze. Wyjeżdżała, bo została wyrzucona ze szkoły.

     Na widok blondynki siedzącej na swoim kufrze w Sali Wejściowej, Wendy poczuła, jak łzy napływają jej do oczu. Rzuciła się kuzynce na szyję, ściskając ją mocno.

     - Hej, Wendy, spokojnie – Elvira poklepała ją po plecach. - Nie jest tak źle.

     - Jak to nie jest tak źle? Wyrzucili cię – chlipnęła Wendy. - Co ty teraz zrobisz?

     - Moja matka próbuje załatwić jej miejsce w Beauxbatons – wtrącił Olivier. - Ma układy z dyrektorką.

     Wendy pokiwała głową. Wiedziała, że francuska szkoła magii jest prawie równie dobra jak Hogwart, więc jeśli zgodzą się przyjąć Elvirę, nie będzie tak źle. Ale z drugiej strony, nie wyobrażała sobie następnych miesięcy bez niej. Sześć lat temu stały ramię w ramię w Wielkiej Sali czekając, aż zostaną wyczytane ich nazwiska. Od tej pory zawsze były razem. Nawet jeśli niespecjalnie były ze sobą zżyte, mieszkały razem, uczyły się i spożywały posiłki razem. Teraz zostaną im tylko wspólne święta i kilka dni wakacji.

     - Panno Weasley. - Ze schodów zeszła McGonnagall. - Widzę, że sporo osób przyszło cię pożegnać.

     - Jesteśmy rodziną – powiedziała Leslie, patrząc ze złością na profesorkę. Nie potrafiła pohamować swojej wściekłości. - Kiedy jedno z nas jest traktowane niesprawiedliwie, reszta się z nim jednoczy.

     Elliot drgnął na te słowa i pociągnął siostrę za łokieć. Tylko tego brakowało, żeby jej niewyparzony język ściągnął na Leslie kłopoty. Czy ona nie widziała, że McGonnagall jest zła? Tyle lat musiała znosić ich wygłupy, wymykanie się do Hogsmeade, Zakazanego Lasu a nawet Londynu, włamywanie się do wszystkich możliwych klas, cieplarni i składzików, że wreszcie straciła cierpliwość. Elvira miała po prostu pecha, że padło na nią. To mógł być każdy z nich.

     - Mam więc rozumieć, że panna Potter, w ramach rodzinnej solidarności, również opuszcza dziś Hogwart? - McGonnagall skrzyżowała ramiona i popatrzyła twardo na uczennicę. - Gdzie w takim razie twój kufer?

     Leslie zacisnęła usta i nie powiedziała już nic więcej. Nikt się nie odezwał. Dopiero kiedy dyrektorka otworzyła drzwi i wyszła przez nie w ulewę, Elvira szepnęła do Potter.

     - Dzięki, Les, ale nie rób sobie kłopotów. Nie warto. To już mi nie pomoże.

     Była Gryfonka chwyciła kufer i po raz ostatni omiotła wzrokiem Salę Wejściową, wysokie, teraz zamknięte drzwi Wielkiej Sali, szerokie schody, z których spadła na pierwszym roku, i całą swoją rodzinę. Wszyscy oni przyszli tu dla niej.

     Miała za bardzo ściśnięte gardło, żeby wykrztusić chociaż jedno słowo pożegnania. Po prostu kiwnęła głową i wyszła w deszcz.

                                                                        ***

    Chociaż pogoda zupełnie nie zachęcała do opuszczania murów zamku, Irma postanowiła oderwać się od podręczników i pójść na boisko. Jej najlepsza przyjaciółka trenowała tam właśnie razem z drużyną Krukonów, Weasley więc mogła zrobić jej przyjemność, i poprzyglądać się grze. Brandice nie raz miała do niej pretensje, że nie interesuje się żywo szkolnymi rozgrywkami. Sama kochała quidditch ponad życie, i nie mogła zrozumieć, jak ktoś może być tak obojętny w stosunku do tej gry.

     Irma uśmiechnęła się do siebie, kiedy zobaczyła żywo machającą do niej blondynkę. Z wysokości pięciu metrów Brandice wypatrzyła ją, kiedy do trybun pozostała jej jeszcze daleka droga. Brązowowłosa pomachała przyjaciółce i ruszyła dalej, starannie omijając wielkie kałuże, pamiątkę po ulewie z zeszłego tygodnia. Ostrożnie zaczęła wspinać się po drewnianych schodkach, uważając, by nie poślizgnąć się na nich. Nagle usłyszała, że ktoś ją woła. Rozejrzała się, i na trybunach dostrzegła Wendy i Jacksona. Dała im znak, że ich widzi, i ruszyła w ich kierunku.

     - Ty na treningu? - spytał Jackson, robiąc jej miejsce na suchym fragmencie ławki. Dziewczyna podziękowała i usadowiła się wygodnie. - Na kogo przyszłaś popatrzeć?

     - Jackson, przestać – skarciła go siostra widząc, że Irma zaczyna się rumienić. - Irma, ciebie też wysłali tu na przeszpiegi?

     - Na przeszpiegi? - zdziwiła się Krukonka. - Skądże. Przyszłam popatrzeć jak Brandice trenuje. Będzie jej miło. 

     - Ach. Ja jestem tu w roli szpiega. – Wendy zrobiła zbolałą minę. Westchnęła teatralnie i popatrzyła na boisko, krzywiąc się lekko. Irma zachichotała na ten widok. Jej kuzynka była jeszcze mniej obeznana z quidditchem niż ona. Jej pasją było zielarstwo, sztywno trzymała się ziemi i nawet nie miała zamiaru wznosić się ponad nią. W przeciwieństwie do swojego brata.

     Jackson był wielkim fanem gry i strasznie przeżył to, że nie dostał się w tym roku do drużyny. Ciągle jednak powtarzał, że się nie podda i w przyszłym roku spróbuje znowu.

     - Jackson, chyba nie pozwolimy, żeby Wendy opowiedziała Gryfonom o taktyce naszego domu? – z udawanym oburzeniem w głosie powiedziała Irma. - Rodzina rodziną, ale to Ravenclaw musi zdobyć puchar.

     - Jakby cokolwiek mogło pomóc jeszcze Gryffindorowi – zakpił chłopak. - Zresztą, Wendy i tak nic z tego nie rozumie. Jest tutaj, bo Leslie to na niej wymusiła. A nikomu innemu z Gryffindoru Evan nie pozwoliłby obserwować treningu.

     - O, czuję się wyróżniona – uśmiechnęła się Gryfonka, zupełnie tracąc zainteresowanie grą. - Tak właściwie, to przyszłam tu, żeby porozmawiać z moim młodszym braciszkiem. - Jackson zrobił zaskoczoną minę. - Słyszałam, że znowu dostałeś trolla z eliksirów. Co masz na swoje wytłumaczenie?

     Irma uśmiechnęła się pod nosem, widząc minę kuzyna. Wiedziała, jak bardzo ten żałuje, że nie jest na tyle młodszy od reszty swojej rodziny, żeby być w szkole bez nich. Straszny był z niego urwis. On i Libby ciągle płatali psikusy swoim kolegom i koleżankom z Ravenclawu oraz nauczycielom. Były to jednak na tyle nieszkodliwe wybryki, że wszyscy je tolerowali. W przeciwieństwie do starszych uczniów Hogwartu, im nigdy w głowie nie powstała myślę, by robić coś niebezpiecznego.

     - Czasami trzeba zdobyć się na takie poświęcenia, jak troll z eliksirów.

     - Poświęcenie? Nie rozumiem.

     - Przecież potrafię warzyć eliksiry. Po prostu ten konkretny miał wybuchnąć, to wszystko.

     Tłumaczenie Jacksona tak bardzo przypominało tłumaczenie, które usłyszała dwa dni temu od swojej młodszej siostry, że mimowolnie parsknęła śmiechem. Maude też już zaczynała sprawiać kłopoty, chociaż była dopiero na pierwszym roku.

     - Ja was naprawdę nie rozumiem – westchnęła Wendy. - Co jest złego w zwyczajnym uczestnictwie w zajęciach, odrabianiu prac domowych i uczeniu się do egzaminów? Czy wy naprawdę nie możecie znaleźć sobie jakiegoś kreatywnego hobby? Dlaczego nie zaczniesz hodować jakichś roślin? Albo zwierząt? Chcesz, to kupię ci kota.

     - Oj, lepiej nie. Libby miała ostatnio zwariowany pomysł, w którym główną rolę odgrywa kot.

     Dziewczyna ukryła twarz w dłoniach. Rodzice naprawdę wymagali od niej za dużo. Jak ona miała niby upilnować Jacksona, kiedy ta szalona Libby ciągle mieszała mu w głowie? 

     - Genialne! - krzyknął nagle chłopak, podskakując na ławce. - Wendy, zamknij oczy. Nie możesz tego zobaczyć. No nie patrz – zasłonił siostrze oczy, dalej ekscytując się zagrywką, którą właśnie trenowali Krukoni. - Slytherin nie ma z nami szans – zawyrokował.

***

    Wielka książka wyślizgnęła się z dłoni chłopaka i z hukiem upadła na ziemię. Elliot skrzywił się, rozglądając się, czy nigdzie nie widać bibliotekarki.

     - Co ty robisz? - usłyszał szept Charlize. - Miałeś tę książkę zdjąć, nie zrzucić.

     - Przepraszam, wypadła mi z rąk. – Elliot szybko zszedł z drabiny i ruszył za koleżanką do zajmowanego przez nich stolika. Siedziała już przy nim Lara, wertując jakąś cienką książeczkę w wyblakłej żółtej okładce. Podniosła na chwilę wzrok i zmarszczyła brwi widząc, co takiego chłopak przyniósł.

     - Tak, wiem. Też mi się nie podobają rozmiary tej książki – westchnęła blondynka, siadając ciężko na krześle. - Czy tylko mnie tak zimno? Brrr.

     Przez chwilę słychać było tylko cichy szelest kartek i skrzypienie trzech piór sunących po pergaminie. Nauczyciele zadali im w tym tygodniu masę prac domowych, jakby zupełnie zapomnieli, że to już prawie koniec semestru. Elliot nie chciał zostawiać żadnych esejów do napisania w święta, teraz więc każdą wolną chwilę spędzał w bibliotece. Zazwyczaj towarzyszyła mu Lara, a dziś wyjątkowo przyłączyła się też Charlize. Jak się jednak prędko okazało, dziewczyna raczej przeszkadzała niż pomagała.

     - W tej książce nie ma nic przydatnego – narzekała, szybko przewracając stronice. - W czym mi to niby ma pomóc? To na pewno nie ta książka.

     - To dobra książka. Daj. – Lara wyciągnęła rękę. Wzięła podręcznik i odnalazła odpowiedni rozdział. - Dwa dni temu sama pisałam z niej wypracowanie. Jest tu wszystko, czego potrzebujesz.

     - Wiesz czego jeszcze potrzebuję? - uśmiechnęła się Charlize. - Twojej pracy do porównania. Jeśli dałabyś mi na chwilę..-

     - Nie – ucięła brązowowłosa. - I nie zaczynaj. Napisz sama, ja ci sprawdzę.

     - Bez łaski – mruknęła Drew i pochyliła się nad stolikiem.

     Elliot miał ochotę zatkać sobie uszy. Po co on się zgodził, żeby Charlize szła z nimi? Przecież ją znał. Dziewczyna nie potrafiła usiedzieć spokojnie w miejscu przez pół godziny, już nie mówiąc o pracy w ciszy. Na zajęciach siadał jak najdalej niej, żeby tylko nie słyszeć jej irytującej paplaniny. A teraz z własnej woli skazał się na znoszenie jej marudzenia.

     - Odnieść jakieś książki? Idę poszukać czegoś na astronomię.

     - Nie, wszystko jeszcze będzie mi potrzebne.

     - Tak, mnie też – bąknęła Charlize.

     Elliot zebrał ze stolika trzy książki, z których właśnie skończył robić notatki na historię magii, i wszedł między regały. Szedł powoli, ostrożnie omijając oparte o regały drabiny i lewitujące w powietrzu podręczniki. Sam nigdy nie używał zaklęcia przywołującego. Wolał własnoręcznie ściągnąć książkę z półki i przejrzeć ją na miejscu. 

     To miejsce działało na niego uspokajająco. Było tu nie tylko cicho, ale też niezwykle przytulnie. Niezależnie od pory roku w bibliotece panowała zawsze ta sama temperatura, świece i lampy naftowe dawały tyle samo światła, a książki i stare drewno, z których zrobione były półki i stoliki, pachniały identycznie, jak w dniu jego pierwszej wizyty w tym miejscu. To wszystko razem było bardzo pokrzepiające, dawało nadzieję, że chociaż świat szybko się zmieniał, Hogwart zawsze pozostanie taki sam.

     - Nie ma jej na żadnej mapie. Wiem co mówię, mój ojciec wykłada historię magii na Uniwersytecie Magicznym w Coventry. Ma mnóstwo map Hogwartu, a zamek zna lepiej niż własną kieszeń.

     Gryfon uśmiechnął się lekko, słysząc przechwałki siedzącego przy najbliższym stoliku Puchona. Chłopak miał obok siebie wierne grono słuchaczy, którzy wlepiali w niego oczy i słuchali z zainteresowaniem.

     - Tata mówił mi, że w Hogwarcie jest mnóstwo ukrytych komnat. A ja wiem o nich coś, czego nie wie nikt inny – Puchon zawiesił głos, sprawdzając, jaką reakcję wywołają jego słowa. - Czytałem tajne zapiski o lochach. Są tam całe kilometry nieodkrytych korytarzy, w których szaleje magia, która zabije każdego, kto tylko się tam znajdzie. Podobno założyciele Hogwartu ukryli tam potwora straszniejszego niż bazyliszek.

     - Nie wierzę – prychnął jeden z jego kolegów. - Gdyby tak było, Ślizgoni na pewno coś by o tym wiedzieli. Mój brat jest w Slytherinie i bardzo dobrze zna lochy. Tam nic nie ma.

     - Ale ty jesteś głupi, Shane – oburzyła się siedząca obok niego dziewczyna. - Twój brat ledwo zdaje z roku na rok. Ktoś o tak małej wiedzy magicznej na pewno nie jest w stanie znaleźć żadnego ukrytego korytarza. Już o pokoju wspólnym nie mówiąc.

     Elliotowi zadrżała ręką, w której trzymał właśnie odkładaną na półkę książkę. Odetchnął głęboko kilka razy. Czy to szaleństwo naprawdę wydostało się już poza Gryffindor? Szybko wrócił do stolika i zaczął zbierać swoje rzeczy.

     - Coś się stało? - spytała zdziwiona Lara.

     - Głowa mnie już boli. Wystarczy mi na dzisiaj nauki. Do zobaczenia na kolacji.

     Pożegnał się z dziewczynami i wyszedł z biblioteki. Zły jak osa przemierzał szkolne korytarze. Miał ochotę wrócić do tamtego stolika i potrząsnąć przemądrzałym Puchonem tak, żeby raz na zawsze przestał powtarzać te głupoty o ukrytych komnatach. Co takiego było w rzeczach nieodkrytych, że tak pociągały ludzi? Czemu przez tysiące lat czarodzieje ginęli, próbując odkryć nowe rośliny, stworzenia i miejsca? 

     Ledwo wszedł do pokoju wspólnego, już znaleźli się przy nim Calvin i Spencer. Rodzeństwo było podekscytowane i uśmiechało się szeroko.

     - Mamy niesamowity pomysł – obwieściła dziewczyna, patrząc znacząco na Pottera. Ten zmrużył oczy i obrzucił ich uważnym spojrzeniem.

     - Jeśli ma to jakiś związek z Demelium... 

     - Demelium? Dlaczego przyszło ci to do głowy? - zdziwił się Calvin. - Zresztą, nieważne. To coś innego. 

     - Wchodzisz w to? - przerwała mu siostra.

     - Spencer, daj sobie na wstrzymanie. To Elliot. Na nic się nie zgodzi, dopóki nie pozna wszystkich
szczegółów. 

     Potter zacisnął zęby, próbując nie wybuchnąć. Jeśli jego najlepszy przyjaciel wraz ze swoją siostrą wpadali na „świetny pomysł”, oznaczało to tylko jedno: wielkie kłopoty dla niego. Chłopak już z góry wiedział, jak to wszystko będzie wyglądało. Nie miną dwa dni, a Calvin i Spencer zaczną skakać sobie do gardeł. A on, zupełnie niewinny, znajdzie się między młotem i kowadłem. Nie stanie po stronie dziewczyny, bo jej brat odebrałby to jako zdradę. W końcu on i Potter przyjaźnili się od początku szkoły. Ale po jego stronie też nie mógł stanąć, inaczej Spencer wygadałaby wszystkim, że Elliot zapłacił jej za to, żeby poszła z nim na ślub jego kuzynki Angeli.

     - Słucham – powiedział w końcu, starając się nie zdradzić swojego poirytowania. - Na czym ten wasz pomysł miałby polegać?

     - Zostańmy animagami – powiedzieli Calvin i Spencer jednocześnie.



***

Uwierzycie, że dla mnie wakacje jeszcze się nie zaczęły? W tym tygodniu będę musiała napisać jeszcze jeden egzamin, na szczęście już ostatni. W ogóle ta sesja strasznie się przedłużyła. Na początku czerwca miałam wolne, a praktycznie wszystkie egzaminy teraz, w ostatnim tygodniu. Nie ma to jak zakuwać w lipcu. Dobrze przynajmniej, że ten lipiec bardziej do kwietnia jest podobny. 

Tak sobie myślę, że wypadałoby wreszcie zabrać się za zrobienie nowego szablonu. Nie chcę go nigdzie zamawiać, a z wolnych żaden tak do końca nie pasuje do opowiadania. Tylko kogo mam umieścić na szablonie, skoro mam aż tylu bohaterów?








2 komentarze:

  1. Wiem, że nie jest to komentarz, ale obiecuję, że jak tylko nadrobię rozdziały, skomentuję najnowszy rozdział. ;)
    Pozdrawiam, Wellesie

    OdpowiedzUsuń
  2. Strasznie szkoda jest mi Elviry, była ona jedną z moich ulubionych bohaterek. Mam nadzieje, że jakimś zbiegiem okoliczności wróci do Hogwartu. Czekam na ciąg dalszy odkrywania Demelium, jestem też bardzo ciekawa komnaty, w której można przenosić się w czasie. Byłoby super, gdyby Leslie i chłopaki nauczyli się to kontrolować i mogli przenieść na przykład w czasy Huncwotów :D uff, dopiero po 5 rozdziale zaczęłam sie łapać w bohaterach, ale nawet teraz zerkam czasami na ich szczegółowe opisy, mam nadzieje, że już niedługo nie będę musiała. Opowiadanie przypadło mi do gustu, dialogi są bardzo żywe i realistyczne, czego Ci strasznie zazdroszczę. Każdy z rodziny ma inny pomysł na to, aby zabłysnąć. Ciągle wpadają na coś nowego, a teraz Elliot zostanie wciągnięty w zostanie animagiem. Tylko, żeby i jego nie wyrzucili! : >

    OdpowiedzUsuń