środa, 24 lipca 2013

Rozdział 7


    Ostatnie dwa tygodnie nauki minęły jak z bicza strzelił, i zanim uczniowie się obejrzeli, już pakowali kufry i jechali do Hogsmeade. Pogoda tego dnia wyjątkowo dopisywała. Jasne słońce wręcz oślepiało, odbijając się od otaczających Hogwart gór śniegu. Listopad w tym roku był wyjątkowo, nawet jak na Szkocję, deszczowy. Grudzień za to przeszedł sam siebie co do ilości śniegu. Było go tak wiele, że powozy ledwo dawały radę przejechać między wysokimi zaspami po bokach drogi. Jadący w kilku pierwszych zaprzęgach nauczyciele musieli ciągle rzucać zaklęcie, by odblokować drogę.

     Na szczęście poza doliną, w której leżał Hogwart, sytuacja nie była aż tak krytyczna. Śnieg, choć było go wiele, nie stanowił żadnej przeszkody dla mknącego po torach pociągu.

     Łagodne kołysanie sprawiało, że wszystkim chciało się spać. Nathan odchylił się do tyłu i oparł o zagłówek. Zamknął oczy i wsłuchał się w znajome skrzypienie i zgrzyt kół sunących po szynach. Pomyślał, że to jeden z najpiękniejszych dźwięków świata i zawsze już będzie kojarzył mu się z Hogwartem. Błogą ciszę, jaka panowała w przedziale, przerwało nagłe wtargnięcie do środka Oliviera i Charlize.

     - Co tu taka cisza? - spytał chłopak, rzucając na siedzenie stos słodyczy. - Żarcie przyszło – obwieścił.

     Nathan uchylił powieki i zerknął na stosik batonów, czekoladowych żab i toreb cukierków. Wypatrzył wśród nich swoje ulubione karmelki. Kiedy jednak wyciągnął po nie rękę, Olivier uderzył go w nią z całej siły.

     - Zapłać!

     - Nie bądź sknerą. Bratu nie dasz?

     - Nie jesteś moim bratem. A nawet jakbyś był, to bym nie dał.

     Zły Nathan wygrzebał z sakiewki kilka knutów i podał je blondynowi. Ten przeliczył je skrupulatnie i dopiero wtedy pozwolił kuzynowi zabrać karmelki.

     - No, to chce się ktoś jeszcze poczęstować? - spytał z szerokim uśmiechem.

     - Elliot obdarzył go wyniosłym spojrzeniem i wrócił do czytania książki, a Lara zaprzeczyła ruchem głowy i zapatrzyła się w okno.

     - Calvin?

     - Nie, dzięki. Nie przełknę już ani jednej czekoladowej żaby – odparł chłopak, krzywiąc się znacząco.

     - Kiedy zdążyłeś się tak obeżreć? - spytała go Charlize, odwijając z opakowania batonika zbożowego. - Jesteśmy w pociągu dopiero pół godziny.

     - W powozie – odpowiedział za przyjaciela Elliot. - Podczas pakowania się znalazł zapasy słodyczy, o których zapomniał. A że nie chciały się zmieścić do kufra, zjadł je w powozie.

     - W naszym dormitorium były jakieś ukryte słodycze? Jak mogłeś je przed nami ukryć? – oburzył się Olivier. - To bardzo niekoleżeńskie, wiesz?

     Chociaż słodyczy, które przyniósł do przedziału blondyn, wystarczyłoby dla co najmniej czterech osób na całą podróż, on i Nathan pochłonęli je w ciągu godziny. Elliot przyglądał się temu z wyrazem zniesmaczenia na twarzy zza swojej książki, nie komentował tego jednak. Dla nich święta właściwie już się zaczęły. Każdy myślał o rodzinie, domu, o tym, co będzie robił przez najbliższy tydzień. Takie myśli potrafią bardzo przyjemnie nastroić każdego, dlatego też Calvin i Charlize ani razu się nie pokłócili, Elliot nie odjął żadnych punktów wrzeszczącym na korytarzu uczniom, a Lara wydawała się mniej zagubiona niż zazwyczaj.
Wszyscy byli po prostu szczęśliwi.

     Kiedy pociąg zaczął zbliżać się do Londynu, Olivier stwierdził, że pora się ogarnąć i spróbować jakoś usunąć z bluzy i dłoni roztopioną czekoladę. Wyszedł z przedziału i ruszył w kierunku łazienki. Kiedy wracał z powrotem, na korytarzu czekał na niego Nathan.

     - Kąpałeś się, czy jak? Ile czasu można myć ręce? A ta plama na bluzie wygląda ohydnie – stwierdził, przyglądając się krytycznie kuzynowi. - Dlaczego nie użyjesz zaklęcia czyszczącego?

     - Bo wtedy będzie to wyglądało jeszcze gorzej. Dorwę Wendy na peronie, ona to zrobi. Idziemy?

     - Zaczekaj. Chcę pogadać.

     Blondyn popatrzył na Nathana nieufnie. Zaczekał chwilę, aż minie ich grupka Ślizgonek, po czym oparł się o parapet i spojrzał na kuzyna.

     - O czym? - spytał.

     - Tak sobie pomyślałem, że, korzystając z wolnego, moglibyśmy zrobić sobie małą wycieczkę.

     -Dokąd niby?

     - W miejsce historyczne. To będzie taka wycieczka edukacyjna.

     Olivier parsknął śmiechem.

     - Wycieczka edukacyjna? Dokąd niby?

     - Do Wolf's Lair.*

     Blondyn popatrzył z niedowierzaniem na szeroko uśmiechniętego kuzyna. Znał go całe życie, ale nigdy nie pomyślałby, że Nathan może wpaść na tak głupi pomysł. I to niespełna miesiąc po tym, jak Elvira została wyrzucona ze szkoły.

     - No przecież ze szkoły nas za to nie wyrzucą, bo to poza terenem Hogwartu – uprzedził go Nathan.

     - Ty jesteś nienormalny – wkurzył się Olivier. - Przecież do tego miejsca nie można się zbliżać. Zresztą, po co? To ruiny. Chcesz łazić po przysypanych śniegiem stosach gruzu? Niby w jakim celu? Wytłumacz mi to. – Skrzyżował ramiona na piersi i czekał na wyjaśnienia. Wiedział jednak, że cokolwiek Nathan nie powie, on w tym udziału nie weźmie.

     - Chcesz całą przerwę świąteczną gnić w domu?

     - Oczywiście, że nie. Dlatego zabiorę moją dziewczynę do Londynu, pójdziemy do mugolskiego kina, połazimy po mieście. Później odwiedzę moją siostrę i pozwolę Tobiasowi opluć się kaszką. A jeśli już naprawdę będzie mi się nudziło, odwiedzę ciebie, pójdziemy nad rzekę i poślizgamy się na lodzie, tak jak wtedy, kiedy byliśmy dziećmi.

     - Już nie jesteśmy dziećmi.

     - Czyżby? Bo ty właśnie tak się zachowujesz – Olivier stracił cierpliwość. Zdawał sobie sprawę, że to on wywołał tę lawinę głupich pomysłów. Ale on, w przeciwieństwie do Nathana, wiedział kiedy się wycofać. - Opamiętaj się, zanim całkiem ześwirujesz. Nie widzisz, że stajesz się podobny do Marshalla Zabiniego?

     - Co wam odbiło z tym Zabinim?! Najpierw Irma, teraz ty. Nie jestem nim, i nigdy nie będę.

     - Więc odpuść. Bo ja nie mam zamiaru zachowywać się jak szczeniak. Wracam do przedziału. Dołącz, kiedy ochłoniesz. I nie waż się nawet wspominać o Wolf's Lair przy Elliocie, bo cię zeżre żywcem.

***

     Kilka przedziałów dalej, w towarzystwie swoich przyjaciółek, siedziała Harriet. Ostatnimi czasy Ślizgonka w ogóle się nie uśmiechała. Czuła się podle i miała wyrzuty sumienia. Kiedy jej siostra opuszczała Hogwart, Harriet nie poszła się z nią pożegnać. Dzień wcześniej minęły się w drzwiach Wielkiej Sali, ale Gryfonka obdarzyła ją takim spojrzeniem, że starsza z dziewcząt poczuła się, jakby zanurzyła się w zimnej wodzie. Następnego dnia nie miała odwagi opuścić lochów. Zaszyła się w kącie pokoju wspólnego, patrząc ze łzami w oczach na stare zdjęcie, na którym ona i Elvira były jeszcze dziećmi. Szczęśliwymi siostrami, które dzieliły ze sobą swoje sekrety, pragnienia i obawy.

     Wszystko zmieniło się, kiedy poszły do Hogwartu i kiedy każda z nich znalazła się w innym domu. To rozdzieliło je na zawsze, a teraz było już za późno, żeby dało uratować się ich siostrzaną miłość.

     Tamtego dnia Jeremy namawiał ją, żeby jednak poszła pożegnać się z siostrą. Ale prawda była taka, że Harriet po prostu bała się stanąć z nią twarzą w twarz. Wiedziała, że była tam cała jej rodzina, a nie chciała na własnej skórze przekonać się, że w momencie, gdy Elvira zacznie ją oskarżać o swoje kłopoty, nikt nie stanie po jej, Ślizgonki stronie. Dlatego wolała zostać w pokoju wspólnym i wypłakiwać sobie oczy czując, że zostaje zupełnie sama.

     Przez dziesięć miesięcy w roku była sama. Nawet teraz, siedząc w przedziale, od czasu do czasu migała jej za drzwiami twarz któregoś z członków jej rodziny. Ale oni byli daleko od niej, choć tak blisko. Oni byli tam, w Gryffindorze, razem. Ona była w Slytherinie. Sama.

     - Ziemia do Harriet, zbliżamy się do Londynu. - Kara obciągnęła krótki sweterek i potrząsnęła swoimi blond lokami. Zerknęła w małe lusterko i zadowolona z efektu, schowała je do torebki.

     Weasley rozejrzała się lekko zdezorientowana po przedziale. Siedzący obok niej Jeremy przyglądał się jej z troską, ale nic nie mówił. Uśmiechnął się do niej pokrzepiająco wiedząc, o czym dziewczyna musiała myśleć. Harriet odpowiedziała słabym uśmiechem i odwróciła wzrok. Wiedziała, że jej chłopak stara się jej pomóc, ale tym razem nie mógł nic zrobić. Jak niby miałby jej pomóc wrócić na łono rodziny? Ona sama musiała to zrobić. Teraz, w te święta.

     - Nie wierzę, znowu pada śnieg – jęknął Elias, wyglądając przez okno. Przez chwilę mruczał pod nosem przekleństwa, narzekając na angielską pogodę.

     - Przestań kaprysić, panienko. - Jeremy klepnął go w ramię, żeby zwrócić jego uwagę. - Zabieraj się lepiej za kufry. Nie chcę ich ściągać, jak pociąg będzie hamował, żeby znowu zwaliły mi się na głowę.

     Chłopcy zajęli się ściąganiem bagaży z półek, a dziewczyny tymczasem zaczęły się ubierać. Harriet, po chwili namysłu, odwinęła z szyi zielono-srebrny szalik i wpakowała go do torebki. To nic, że w Londynie właśnie trwała śnieżyca. Wolała nie kłuć nikogo po oczach swoją przynależnością do Slytherinu.
Zauważyła, że Charisma patrzy na nią ze zdziwieniem, ale udała, że tego nie widzi. Nie miała ochoty przed nikim się uzewnętrzniać, dlatego też szybko chwyciła swoją torebkę i wyszła na korytarz, żeby jako jedna z pierwszych opuścić pociąg.

                                                                         ***

     Leslie ze zniecierpliwieniem rozglądała się po peronie. Ponad połowa uczniów zdążyła już opuścić pociąg i przejść przez barierkę oddzielającą świat czarodziei od świata mugoli, a tego, na kogo czekała, dalej nie było.

     - No ileż można się guzdrać? - mruknęła pod nosem, przytupując z zimna. Po raz kolejny pożałowała, że nie pomyślała o rękawiczkach. Ręce zamieniały jej się w dwie bryły lodu, i czuła, że jeśli postoi na tym zimnie jeszcze chwilę, nie da rady nawet otworzyć drzwi samochodu matki, by do niego wsiąść.

     Alexandra i Wendy dawno już zniknęły jej z oczu, tak samo jak Dilshad i Tiffany. Tylko ona jedna sterczała jak głupia w gęsto padającym śniegu, potrącana przez spieszących uczniów. Nagle jednak dostrzegła swojego brata wysiadającego z pociągu. Tuż za nim na peronie pojawił się Calvin, Olivier i Nathan.

     - Oczywiście, ci jak zwykle na samym końcu – mruknęła, chwytając kufer i ciągnąc go po śniegu. Z niemałym trudem podeszła do grupki Gryfonów, którzy dopiero teraz wiązali szaliki i zapinali kurtki.

     - Nathan, mam sprawę.

     Elliot popatrzył na nią, marszcząc brwi. W jego mniemaniu miało to wyglądać groźnie, ale na niej nie zrobiło wrażenia. Były święta, a oni opuścili Hogwart, byli w Londynie. Tutaj władza prefekta nie sięgała.

     - Teraz? Nie może to zaczekać? Ojciec pewnie już na mnie czeka.

     - Nie później, teraz. Chodź.

     Odeszła kawałek na bok czekając, aż Nathan pożegna się z pozostałymi i dołączy do niej. Nie wyglądał na szczęśliwego. Sprzeczka z Olivierem skutecznie popsuła mu humor. Ale ona, Leslie, miała zamiar to naprawić.

     - Następnym razem, jak zechcesz rozmawiać o rzeczach niedozwolonych, upewnij się, kto siedzi w przedziale, pod drzwiami którego stoisz.

     - Podsłuchiwałaś, ty harpio - raczej stwierdził niż zapytał. - Czy nikt ci nie mówił, że to niekulturalne? Kiedyś naprawę usłyszysz coś, czego wolałabyś nie słyszeć.

     - Tak, być może kiedyś, w odległej przyszłości. Póki co dowiedziałam się jednak, że planujesz odwiedzić ruiny Wolf's Lair.

     - I co ci do tego?

     - Chciałabym się załapać – uśmiechnęła się szeroko, wciskając dłonie jeszcze głębiej w kieszenie.

     Nathan popatrzył na nią sceptycznie.

     - Nie słyszałaś Oliviera? - spytał po chwili. - To chyba jednak głupi pomysł. Tam nic nie ma.

     - Oj, no coś na pewno jest. Inaczej Caroline i Cornelia nie jeździłyby tam aż trzy razy tego samego lata.

     Chłopak zrobił wielkie oczy, słysząc tę informację. Po chwili uśmiechnął się lekko i rozejrzał dookoła.

     - Wiesz jak tam trafić?

     - Oczywiście, że tak. Caroline ma mapę. To znaczy, miała. Poszukam jej. Ale nawet, jeśli jej nie znajdę, pamiętam drogę.

     - Mniej więcej pamiętasz czy pamiętasz?

     - To nie Śródziemie, tylko Anglia. Trafimy. Tylko – popatrzyła na kuzyna poważnie – Alex ma o tym nie wiedzieć. Niech dalej robi sobie te swoje pidżama party, maratony zakupowe i inne głupoty. O tym wiedzieć nie może.

                                                                               ***

* Wolf's Lair - rodzinny dom Hermiony, rozegrała się w nim część akcji pierwszej części opowiadania. Mieszkali w nim między innymi stary archiwista i Diana, córka trucicielki Demelium. Wszyscy oni zginęli, kiedy Zakon Feniksa pokonał Demelium. Wolf's Lair zburzono.



Niedawno zaliczyłam pierwsze zniechęcenie do pisania, odkąd założyłam tego bloga, i przez chwilę zastanawiałam się, czy nie jestem za stara na fanficki i czy nie powinnam dać sobie z tym spokoju. Na szczęście już mi to minęło, i ostatnio zabrałam się znowu za pisanie. I to tak się zabrałam,  że rozdział 10, nad którym aktualnie pracuję, będe musiała opublikować w dwóch cześciach, żeby nie zanudzić tych nielicznych, którzy odwiedzają mojego bloga.

A teraz z innej beczki. Poleciłby ktoś jakąś książkę? Najlepiej taką, żeby nie kończyła się na jednym tomie. Zazwyczaj czytam fantastykę, ale jeśli ktoś zna coś innego, porządnie napisanego i wciągającego, chętnie przeczytam. 

4 komentarze:

  1. Ale się rozleniwiłam w te wakacje! Trochę głupio się czuję, że komentuję dopiero po 3 rozdziałach, ale obiecuję się poprawić ^^.
    Zacznę od tego, że masz bardzo ładny szablon ^^. Sama go robiłaś?
    Co do rozdziału... mam wrażenie, że coś się w nich zmieniło odkąd przeczytałam rozdział pierwszy. To znaczy, chodzi mi o to, że Twój styl się nieco zmienił, oczywiście, na lepsze ^^. Polubiłam Twoje opisy, bo są tak napisane, że czyta się je z przyjemnością ^^.
    No świetnie, ledwo opuścili szkołę i chwilo zawiesili swój plan odnośnie Demelium (albo i nie?), a już wpadli na kolejny "genialny" pomysł! Coś czuję, że nie skonczy to się dobrze.. ale o tym przekonam się w następnych rozdziałach.
    Żal mi Harriet. Rodzina nie powinna mieć do niej pretensji o to, że trafiła do Slytherinu. Przecież wojna już dawno się skonczyła, a oni nie powinni myśleć stereotypowo. Przez to tylko ktoś cierpiał... Eh, powinni być bardziej wyrozumialsi... Poza tym, mam wrażenie, że w takich czasach, w jakich oni teraz są, lepiej być Ślizgonem niż Gryfonem, bo widzę, że z tymi drugimi zaczyna się coś dziać. W każdym razie, na pewno to już nie są tacy Gryfoni, jakich ja znam ;p.

    Co do książki... Czytałaś Delirium albo Trylogię Czasu? :D

    Pozdrawiam serdecznie!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Naprawdę mój styl się zmienił? Nie zauważyłam. Ale w sumie pierwsze notki pisałam dość dawno. Ma to też pewnie związek z tym, że wreszcie dokładnie wiem, w jakim kierunku zmierzać będzie akcja. Stopniowo będę zmieniała atmosferę z beztroskiej na... hm, na mniej beztroską.
      Ani Delirium ani Trylogii Czasu nie czytałam. Przejrzałam sobie jednak teraz kilka stron www i chyba skuszę się na te książki.
      Miło mi, że podoba Ci się nowy szablon. Tak, jest mojego autorstwa.
      Pozdrawiam i dziękuję za pamięć.

      Usuń
  2. Piękne opowiadanie, naprawdę piękne. Na początku nie mogłam połapać się w bohaterach i co chwila zerkałam, kto kim jest, ale teraz już nie mam z tym najmniejszego problemu. Blog jest świetny. Samo to, że opisujesz losy całkiem nowych bohaterów (i to w takiej ilości) jest godny podziwu. Bardzo ładnie łączysz ich losy, dzięki czemu opowiadanie nie jest chaotyczne. Akcja też jest świetna! Zawsze coś się dzieje i z chęcią czytam każdy następny rozdział. Dialogi nie są sztuczne, czy wymuszone. Czyta się je bardzo płynnie. Czyli ogólnie: nie mam się do czego przyczepić.
    Mam nadzieję, że następne zniechęcenie do pisania Cię nie spotka. Ja ostatnio właśnie je miałam i już chciałam zostawić swoje opowiadanie, ale jednak po głębszym namyśle postanowiłam, że jeszcze trochę popiszę :)
    Także gratuluję świetnego opowiadania i życzę dużo, dużo weny.
    Pozdrawiam!
    PS. Co do książek... Nie wiem, czy taka tematyka by Ci odpowiadała, ale Gra o tron i cały cykl Pieśni Lodu i Ognia są naprawdę świetne. No i czytania jest od groma i ciut ciut :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Każdy, kto kiedyś pisał, wie, jakie to cudowne uczucie czytać takie komentarze. Nie masz pojęcia, jak to miło czytać, że mój pomysł się komuś spodobał. Tym bardziej, że zerwanie z typowym Nowym Pokoleniem było bardzo ryzykownym posunięciem.
      Pieśnie Lodu i Ognia znam i czytam. Tak bardzo mi się te książki podobają, że nawet przesunęłam je na mojej liście ulubionych książek nad Władcę Pierścieni.
      Pozdrawiam.

      Usuń