poniedziałek, 10 marca 2014

Rozdział 12

   Nowy przeciwnik
(c) Nathalie Parsons xD

 Biel kartki powoli zaczynała ją już oślepiać. Poranne słońce wpadało przez wysokie okno, zalewając swoim blaskiem szeroki parapet, na którym siedziała Ślizgonka. Od ponad dwudziestu minut Harriet próbowała napisać list. Na śniadaniu nie mogła nic przełknąć – cały czas myślała o tym, co poprzedniego dnia powiedziała jej Ayanna. Na konfrontacje z Jeremym nie była jeszcze gotowa, tak samo jak na spojrzenie w twarz Claudii. Ale do Elviry mogła napisać. Podziękować za prawdę, chociaż przekazaną w tak brutalny sposób. Przeprosić za własną oziębłość i domagać się przeprosić za okrucieństwo siostry. Dość milczenia.

     Znalazła w miarę pusty korytarz, rozłożyła wszystkie swoje rzeczy na parapecie, i pochyliła się nad arkuszem pergaminu. Żadne słowa tłukące jej się w głowie nie wydawały się odpowiednie. Droga siostro?
    -Kochana Elviro?

    - Elviro, po prostu Elviro – mruknęła pod nosem, kreśląc pierwsze słowo.

    Ale co dalej? Ma być miła, starać się wziąć całą winę na siebie i potulnie błagać o wybaczenie? Czy zachować się raczej jak Elvira – obwinić ją, zarzucić wymówkami?

Elviro,
Powinnam podziękować Ci za to, że jako jedyna powiedziałaś mi o tym, o czym tak wielu szeptało za moimi plecami. Wiem, że nie zrobiłaś tego z miłości do mnie, ale z zawiści, mimo wszystko jednak muszę podziękować.
To, co się stało między nami, nie stało się bez mojej winy. Wiele razy Cię zawiodłam, ale Ty robiłaś to częściej. Ja popełniałam głupie błędy, przez które Ty cierpiałaś, i za to Cię przepraszam. Nigdy jednak nie zapomnę, że Ty krzywdziłaś mnie rozmyślnie. 
Wątpię, żebyśmy kiedyś znowu mogły nazwać się siostrami. Bo nigdy nie wróci to co było między nami, zanim poszłyśmy do Hogwartu. Żałuję, oczywiście, że tego żałuję. Ale nie mam zamiaru kajać się przed Tobą i błagać o łaskę. Ty powinnaś to robić.
Mam nadzieję, że dobrze wiedzie Ci się w nowej szkole.
Harriet.

     Ani razu nie przeczytała tego co napisała. Nie chciała niczego poprawiać, inaczej ujmować. To miało być jak rozmowa – a w rozmowie żadnego wypowiedzianego zdania nie można cofnąć.
Zwinęła pergamin w rulonik i pobiegła do sowiarni. Miała tylko kilka minut, by wysłać wiadomość przed porannymi zajęciami.

***
    Natychmiast zejdź z tej miotły. Nie można latać na miotle po szkole – upomniał jakiegoś Krukona Elliot. Gdyby nie to, że tak bardzo się spieszył, na pewno nie skończyłoby się tylko na tym krótkim upomnieniu.
Za dziesięć minut zaczynał transmutację, a zapomniał zabrać z dormitorium swojej pracy domowej. Pędził więc teraz na złamanie karku do wieży Gryffindoru.

    - Hej, Potter! Dokąd ci tak spieszno? - dobiegł go czyjś szyderczy głos.

     Zatrzymał się i obejrzał przez ramię. Po wąskich schodkach wchodzili właśnie dwaj Ślizgoni – Jeremy Harmon i jego najbliższy przyjaciel, Elias Blake. Elliot szybko wymacał w kieszeni różdżkę, zaciskając na niej dłoń. Nie mógł zaatakować pierwszy, jeśli jednak którykolwiek z nich wyjąłby swoją różdżkę, Gryfon nie pozostałby dłużny. Nie pozwoli, żeby wczorajsza sytuacja się powtórzyła. Już nigdy nie da się tak haniebnie zaskoczyć.

    - Taki pilny uczeń, pierwszy musi być w klasie – zadrwił Elias, uśmiechając się paskudnie.

     Jeremy niby od niechcenia wyjął z kieszeni różdżkę i bawił się nią, przetaczając ją między palcami.

     - To w końcu Potter. We wszystkim chce być pierwszy. Największy odludek, największy dziwoląg, największy donosiciel.

     - Za to tytuł największego zdrajcy należy się tobie – warknął Elliot, mocniej zaciskając palce na trzonku różdżki. Miał dziką ochotę wyszarpnąć ją i rzucić jakieś paskudne zaklęcie. Co za różnica czy wyrzucą go ze szkoły czy nie? Przecież i tak niedługo miał umrzeć, przed śmiercią mógł jeszcze...

    Nie! Uspokój się! To nie jesteś ty!

     Wściekły Jeremy w dwóch susach znalazł się przy Gryfonie, zamierzając się na niego. Dziś postanowił nie używać różdżki – widział, że Potter cały czas zaciska dłoń na swojej. Dzisiaj dołoży my tradycyjnie, po mugolsku.

    - Może jak wybiję ci kilka zębów będziesz mniej gadał – warknął, z całej siły uderzając Elliota w twarz, tak że ten przewrócił się na posadzkę.

     Z otwartej torby wysypały się jego książki i kałamarz, brudząc wszystko atramentem. Łokieć ręki, którą próbował się podeprzeć, przeszyła igła bólu. Nagle Gryfon poczuł, że ktoś nadepnął jego dłoń, w której ciągle ściskał różdżkę, ciężkim butem. Krzyknął krótko z bólu, wypuszczając spomiędzy palców magiczny patyk. Usłyszał śmiech Eliasa a później zobaczył, że pochyla się nad nim Jeremy.

     Próbował wstać, ale Ślizgon popchnął go mocno z powrotem. Uderzył głową o podłogę, a przed oczami zawirowały mu ciemne plamy. Nie udało mu się powstrzymać jęknięcie. Poczuł, jak ktoś chwyta go za podbródek unosząc jego głowę do góry. Otwarł oczy widząc przed sobą twarz Jeremy'ego – jego zmrużone oczy błyszczały groźnie, a zaciśnięte usta upodabniały go do wściekłej McGonnagal.

     - Nie lubię, kiedy ktoś wchodzi mi w paradę. A już szczególnie ktoś taki, jak ty.

     - A ja nie lubię, kiedy ktoś dręczy moją rodzinę – rozległ się czyjś mocny głos. Zaskoczony Jeremy obejrzał się przez ramię i chwilę później leżał z rozwalonym nosem obok Pottera.

     Wściekły Nathan szykował się do kolejnego ciosu, kiedy Olivier położył mu dłoń na ramieniu, osadzając go w miejscu.

     - Załatwmy to jak czarodzieje – powiedział chłodno, mierząc różdżką w leżącego na ziemi Ślizgona. - Urit totalus! - Biały promień trafił w Jeremy'ego, który zaczął krzyczeć z bólu. Jego twarz momentalnie pokryła się potwornymi pęcherzami i zaczerwieniami.

     - Uuu, pomysłowe – Nathan z uznaniem pokiwał głową. - Poparzenie słoneczne. A on co dostanie? - wskazał podbródkiem na drugiego Ślizgona.

     Elias popatrzył na nich, w jego oczach przerażenie mieszało się z wściekłością. Machnął szybko ręką a w kierunku Gryfonów błysnęło żółte światło zaklęcia niewerbalnego. Olivier bez wysiłku odbił je.

     - Skotadi! - powiedział Nathan, a cienka smużka ciemnego dymu oplotła twarz Eliasa. Chłopak zamachał rękoma przed twarzą i cofnął się, wpadając na ścianę. Po chwili stał z szeroko otwartymi oczami, niewidzącym wzrokiem wpatrując się przed siebie. - Działa – zdziwił się Nathan. - Moje własne zaklęcie – cieszył się jak dziecko.

     Elliot z przerażeniem patrzył na to co rozgrywa się przed jego oczami. Co to były za zaklęcia?! Pierwszy raz takie słyszał. To Nathan i Harriet... Tak, na pewno oni je wymyślili. O zamiłowaniach tej dwójki do tworzenia własnych czarów wiedział od dawno – ale nigdy nie przypuszczał, że mogą to być tak niebezpieczne zaklęcia.

     - Co wyście zrobili? - wymamrotał, gramoląc się z podłogi. Stłuczony łokieć zdawał się palić ogniem, tak samo jak nadepnięta dłoń. Z rozbitego, a możliwe że nawet złamanego nosa, cały czas lała się krew. Przyłożył do niego dłoń, nieporadnie rozsmarowując krew po całej twarzy. - Czy to czarna magia?

     - Jaka tam czarna magia – mruknął Olivier, kucając przy nim. Wyciągnął z torby chusteczkę i wsadził ją Elliotowi w dłoń.  - Zwykłe zaklęcie na szybką opaleniznę, tylko trochę mocniejsze.

     - A to drugie? - Elliot spojrzał w kierunku Eliasa, który właśnie palcami badał swoją twarz. - Co mu jest?

     - Utrata wzroku – odpowiedział mu Nathan, kucając z jego drugiej strony. - Chwilowe – dodał szybko. - Za godzinę będzie z nim wszystko w porządku. - Odwrócił się w stronę Ślizgona. - Ale jeśli jeszcze raz zobaczę, że choćby patrzysz krzywo na Elliota, zmodyfikuję trochę to zaklęcie.

     Elliotowi udało się w końcu wstać. Chusteczka Oliviera pomogła zatamować krwawienie, a ból w przyciśniętej do boku ręce odrobinę zelżał. Chłopak nie wierzył, że to wszystko stało się naprawdę.  Jego kuzyni naprawdę zaatakowali innych uczniów? Okaleczyli ich?

     - Zmywajmy się stąd zanim ktoś tu przyjdzie – powiedział Nathan.

     -  Zemszczę się, Weasley – warknął z ziemi Jeremy. Jego twarz nadal była potwornie poparzona, ale chłopak nie krzyczał już bólu. - Dorwę cię, a wtedy mnie popamiętasz.

     Nathan uśmiechnął się drwiąco i odwrócił do Elliota.

     - Możesz iść?

     Potter bez słowa rzucił zaklęcie sprzątające i zapakował książki do torby. Zarzucił ją sobie na ramię i ruszył w kierunku wieży Gryffindoru, żeby w spokoju doprowadzić się do porządku.

     Co oni sobie myśleli? Po co się wtrącali? To była sprawa między nim a Jeremym. Nie był kompletną ofiarą, jeszcze do zeszłego roku regularnie ćwiczył. W końcu udałoby mu się zepchnąć z siebie Jeremy'ego i chwycić różdżkę. Obezwładniłby ich obydwu. Może nawet odważyłby się rzucić na nich zaklęcie powodujące wysypkę albo zmieniające kolor włosów. Lub dał szlaban.  Sam by sobie poradził.

     A tak? Teraz nikt mu nie da żyć. Cała szkoła dowie się, że biednego Pottera musieli ratować jego kuzyni, bo sam nie potrafił się obronić. Co za katastrofa...

     A Nathan i Olivier? Będą chodzić jak bohaterowie. Jeremy i Elias słowa nie pisną nauczycielom, sami będą próbowali się odegrać. Ale Weasley'owie będą już mieli gotowe nowe zaklęcia.

     Tak, oni nie mieli się czego bać. Cokolwiek by nie zrobili zawsze wychodzili z tego zwycięscy. Nawet kiedy przegrywali mecz, Gryfoni dalej ich kochali i dopingowali podczas następnych rozgrywek.

     Nagle wizja rychłej śmierci przestała mu się wydawać taka potworna. Biorąc pod uwagę to, jakim miało się teraz stać jego życie, stwierdził, że bardzo chętnie się z nim pożegna.

***

     Opary unoszące się znad kociołków uczniów powoli wędrowały sobie pod sufit, gdzie mieszały się i kłębiły, tworząc fantastyczne kształty. Leslie zapatrzyła się na nie, przypominając sobie gorące letnie popołudnia, kiedy to razem z siostrami leżała na łące za domem dziadków i wpatrywała się w obłoki.

     - Leslie, kipi! - usłyszała nagle tuż przy uchu krzyczącą Wendy. Momentalnie oprzytomniała, w ostatniej chwili gasząc ogień pod własnym kociołkiem i ratując jego zawartość przed wydostaniem się na wolność. Profesor Moon popatrzył na nią krytycznie, ale widząc, że sytuacja została opanowana, na powrót odwrócił się w stronę Rebeci, tłumacząc jej coś.

     - Nie odlatuj więcej na eliksirach, dobrze? - powiedziała urażonym tonem Wendy, krojąc jakieś korzonki.

     Potter popatrzyła z uwagą na swoją kuzynkę. Czasami jej nie poznawała. Od ostatnich wakacji Wendy bardzo się zmieniła. Leslie oczywiście słyszała, że wujek Ron ma zamiar rozwieść się ze swoją żoną, ale czy to naprawdę był powód, żeby Wendy tak się zachowywała? Nigdy na nic się nie skarżyła, nie mówiła o swojej rodzinie. Ale wiecznie miała o coś pretensje. Boczyła się, obrażała i zwracała wszystkim uwagę. Wytrzymać z nią nie można było.

     Nagle drzwi klasy otwarły się i do środka wpadła spóźniona Alexandra.

     - Panno Potter, czy pani wie która jest godzina? Lekcja zaczęła się dwadzieścia minut temu – profesor Moon podszedł do uczennicy, patrząc na nią srogo. Gryfonka uśmiechnęła się słodko, lekko przechylając głowę, na co jej siostra udała, że robi jej się niedobrze.

     Alex zawsze potrafiła robić słodkie minki. Na zawołanie w jej wielkich oczach pojawiały się łzy, usta zaczynały jej drgać i ...puf! Każdy robił to co chciała. Jeszcze nigdy nie dostała szlabanu za spóźnianie się na lekcje, chociaż był taki okres, kiedy robiła to notorycznie – dzień w dzień.

     - Proszę mi wybaczyć, panie profesorze. Czekałam w sowiarni na bardzo ważną wiadomość. To sprawa życia i śmierci.

     - Czyżby?

     - Nigdy nie spóźniłabym się na pana zajęcia, gdyby to nie było coś bardzo ważnego. Przysięgam – położyła dłoń na sercu i wpatrzyła się w twarz nauczyciela, ani razu nie mrugając. Ten w końcu machnął ręką i kazał jej usiąść.

     Zadowolona  z siebie Alexandra ruszyła w kierunku jednej z wolnych ławek. Zajrzała do książki Tiffany, żeby zobaczyć jaki eliksir dzisiaj przygotowują i, wiedząc, że profesor Moon cały czas ją obserwuje, ruszyła do szafki w poszukiwaniu składników. Po powrocie ustawiła równiutko wszystkie buteleczki, ułożyła obok siebie korzonki i suszone zioła, a następnie zabrała się do pracy, nic a nic się nie spiesząc.

     Leslie prychnęła, starannie mieszając swój wywar.

     - A tobie o co chodzi? - spytała ją siostra.

     - O nic – mruknęła. - Gdzie znowu byłaś? - spytała.

     - W sowiarni, tak jak mówiłam. Czekałam na bardzo ważną wiadomość.

     - Przecież dostałaś wiadomość dzisiaj przy śniadaniu. Kto niby tak często do ciebie pisze?

     - W tym właśnie tkwi problem.

     Jakaś dziwna nuta w głosie Alexandry kazała drugiej pannie Potter oderwać się na moment od pracy i spojrzeć na siostrę. Widząc grymas złości na jej twarzy zmarszczyła brwi. Nie zdążyła o nic spytać, kiedy Alex wyciągnęła w jej kierunku dłoń, podając jej starannie poskładaną karteczkę. Leslie szybko odebrała wiadomość i rozwinęła ją pilnując, żeby nauczyciel niczego nie zauważył. Przebiegła tekst wzrokiem, bezwiednie coraz szerzej otwierając usta. Wendy, widząc jej reakcję, zajrzała jej za ramię.

     - Masz, czytaj. - Leslie podała kuzynce kartkę i spojrzała na Alexandrę. - Dostałaś to rano?

     - Tak. Niestety nie zwróciłam uwagi na sowę, która to przyniosła.

     - To oburzające! - powiedziała Wendy, z niedowierzaniem patrząc na Leslie i Alex. - Ten ktoś nas zwyczajnie szantażuje!

     - Ale kto to może być? - Leslie znowu zapatrzyła się w wiadomość. - Jakiś dzieciak, chyba. Pismo jest chwiejne a i styl jeszcze dziecinny. Pamiętnik mam ja – zacytowała. - Jak komuś powiecie to go zniszczę.  Toż to jakiś, najwyżej, trzynastolatek.

     - Albo ktoś starszy, kto udaje dziecko – powiedziała Alex. - Dlatego byłam dzisiaj rano w sowiarni. Szukałam czegoś.... podejrzanego. Innego.

     - I znalazłaś coś? - spytała Alex.

     -Niestety nic. Ale mamy dostać następną wiadomość, tak jest napisane w liście. Musimy po prostu dokładnie zapamiętać sowę, która ją przyniesie.

     - Czyli teraz co, czekamy?

     - Dokładnie, czekacie – odezwał się nagle za nimi profesor Moon. - Po zajęciach, w tej klasie.

***

     Zeschnięte liście zawirowały w powietrzu, kiedy dwie miotły ze świstem przeleciały tuż nad ziemią. Olivier wydał okrzyk, który w zamyśle miał brzmieć jak indiański, i gwałtownie zawrócił, z powrotem lecąc nad boisko. Pochylił się mocno nad trzonkiem miotły, próbując jeszcze więcej z niej wydusić – niestety, podczas poprzedniego wyścigu, kiedy to dość gwałtownie zderzył się z ziemią, jego Kometa mocno ucierpiała. Mocniej niż on. Przeważnie zachowywała się normalnie, ale zdarzało jej się nagle skręcać, hamować albo okręcać wokół własnej osi.

     Tak też stało się tym razem. Olivierowi niebo mignęło przed oczami, później zastąpiła je trawa, i zanim zdał sobie sprawę z tego co się dzieje, toczył się po murawie boiska, odbijając się boleśnie. To dlatego zawsze on i Nathan latali tak nisko – woleli nie wznosić się wysoko, tylko rozwijać większa prędkość, i nie martwić się tym, że któryś z nich spadnie.

     - Wygrałem, znowu – obok leżącego nieruchomo blondyna wylądował Nathan. Usiadł na trawie i klepnął kuzyna w ramię. - Wszystko w porządku?

     - Chyba brakuje mi kilku zębów.

    Nathan ryknął śmiechem i zdjął rękawice. Nagle zauważył, że w ich stronę ktoś idzie. Irma.

     - Matko, Olivier, co ci jest? Co mu jest?  - spytała przestraszona, patrząc na pasmo wydartej darni ciągnące się mniej więcej przez jedną trzecią długości boiska.

     - To nie my – powiedział Nathan, widząc jej spojrzenie. - To znaczy my, ale nie teraz.

     Olivier powoli usiadł, rozmasowując sobie kark i barki. Wypluł na trawę krew, którą płynęła mu z przygryzionego języka, i poszukał wzrokiem swojej miotły. - Dobrze, że za niecały miesiąc mam urodziny.

     - Myślisz, że rodzice znowu kupią ci nową miotłę?

     - Myślę, że ty mi ją kupisz. Pracowałeś we wakacje, masz chyba jeszcze trochę kasy.

     Irma parsknęła śmiechem i popukała się w czoło. Brat obdarzył ją urażonym spojrzeniem.

     - Czego ty tak właściwie chcesz, co?

     - Bądź milszy – upomniała go. - Znalazłam coś w bibliotece.

     - Mów! - powiedzieli jednocześnie Gryfoni.

     - Może tak wejdziemy do szatni?

     Ponieważ pogoda rzeczywiście nie zachęcała do przesiadywania na dworze, trójka Hogwartczyków przeniosła się do nisko sklepionego drewnianego budyneczku, w którym zawodnicy przygotowywali się przed meczami. W środku hulały przeciągi, a wąskie ławeczki, stojące w rzędzie pod ścianą, były straszliwie zimne. Irma, która była tutaj pierwszy raz w życiu, poczuła rozczarowanie.

     - Zawsze tu tak zimno? - spytała, postanawiając jednak usiąść.

     - Tylko zimą. - Olivier bez oporów usiadł na drewnianej podłodze, wpatrując się w Krukonkę. - Mów, co znalazłaś.

     - Pomyślałam, że po likwidacji Demelium sporo w szkole musiało się zmienić. O zasadach mówię. Na pewno wprowadzono mnóstwo nowych zakazów, tak na wszelki wypadek, żeby nikomu nie przyszło do głowy naśladować Demelijczyków. Dlatego poszperałam w starych regulaminach szkoły. Niestety, tych spisanych bezpośrednio po ukryciu pokoju wspólnego Demelium już nie ma, albo zostały gdzieś przeniesione. Znalazłam jednak jeden, którego fragment mnie zainteresował. Był on dosyć zniszczony, nie był też oznaczony żadną datą.

     - Ale co w nim było? - zniecierpliwił się Nathan. Zaczynał robić się głodny i dość miał wysłuchiwania przemądrzałej gadki swojej siostry. - Pisało tam, gdzie jest Demelium?

     - Chyba tak.

     - Chyba?

     - Podano tam dokładną lokalizację korytarza, do którego wstęp uczniom był zabroniony. Byłam tam i znalazłam kilkanaście par drzwi – wszystkie zabezpieczone silnymi zaklęciami. Wypróbowałam kilka czarów, ale żaden nie podział. Mam jednak pomysł, kto może nam pomóc. Kto musi znać odpowiednie. - Irma zamilkła na chwilę, zadowolona, że udało jej się przykuć uwagę Gryfonów. Tak wiele udało jej się odkryć – jej, zawsze odsuwanej i grającej drugie skrzypce prymusce z Ravenclawu. - Hermiona. Musimy wezwać jej ducha.
***

    Nathan nie mógł sobie wybaczyć, że nie wpadł na ten pomysł wcześniej. Duch Hermiony! Przecież on musiał wiedzieć wszystko – gdzie jest ukryty pokój wspólny Demelium, jak się do niego dostać, co się w nim znajduje. Cały czas rozwiązanie mieli pod nosem, i w ogóle go nie widzieli. Szukali jak głupi, włóczyli się po lochach, prawdopodobnie z kilka razy mijając wejście do Demelium.

     Tak był pochłonięty własnymi myślami, że nawet nie zauważył, kiedy do Wielkiej Sali wleciały sowy. Zorientował się dopiero wtedy, gdy na jego talerz upadła śnieżnobiała koperta z wypisanym na niej jego imieniem i nazwiskiem. Odetchnął z ulgą, nie rozpoznając pisma swojej matki, i zaintrygowany wyjął wiadomość.

     - To chyba jakieś żarty... - wymamrotał, zdumiony wpatrując się w trzymaną w ręku kartkę.

     Po chwili złożył ją na pół i wcisnął do kieszeni szaty. Dopił sok i wstał od stołu, ruszając na poszukiwania Oliviera. W drzwiach natknął się na wchodzącą do Wielkiej Sali Alexandrę, która tylko obrzuciła go jednym spojrzeniem i już wiedziała.

     - Dostałeś drugą wiadomość.

6 komentarzy:

  1. u lecisz do przodu :*
    szybka akcja .. znaczy dla mnie :)

    w każdym razie chce więcej o Eliocie !! i tak, wiem że chcieć to se moge :C
    to ogółem rozdział fajny, troche krótki ale akurat ja w tej kwesti powinnam być cicho ... czekam z niecierpliwością na nexta :P

    to co .. pozdrawiam i życze dużo weny

    PS: wiem, jestem okropna

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. chociaż nie, zmieniam zdanie ten rozdział nie jest krótki. Co ja ślepa ?! Najwyraźniej za łatwo mi się to przeczytało ... Boż ale ja dziwna jestem @

      Usuń
  2. Świetneee *__*
    Po za tym fajny szablon ;3

    unnormall.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  3. Nominacja do Liebster Awards --> http://have-wings-will-fly.blogspot.com/2014/04/liebster-award.html

    OdpowiedzUsuń
  4. Hej! Jestem zachwycona Twoimi pomysłami i blogiem. Naprawdę fajnie piszesz! Kolejne świetne opowiadanie, na które trafiłam przypadkiem. Masz talent, zdecydowanie powinnaś pisać dalej. Absolutnie rewelacyjna notka. Nie jestem pewna, co urzekło mnie najbardziej. Chyba, jak to się ładnie mówi, całokształt. Jesteś mistrzynią, wiesz? :DJakaś magia jest w Twoim blogu i mówię Ci to na poważnie. Nie każdy blog ma TO COŚ, tę perełkę która tak bardzo przyciąga uwagę. Cóż mogę powiedzieć ? Czekam na kolejny rozdział!
    Gorąco, gorąco cię pozdrawiam i życzę weny!
    Zapraszam do mnie :) lily-james--magic-love.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  5. Witam, z tej strony Lena z Ostrza Krytyki.

    Twój blog jest przeterminowany o parę miesięcy, będąc w wolnej kolejce. Jeżeli dalej oczekujesz oceny - prosiłabym, aby w przeciągu tygodnia napisać w podstronie "kolejka". Możesz wybrać inną oceniającą albo dalej być w wolnej kolejce.

    Jeżeli nie będzie odzewu - niestety blog będzie usunięty z kolejki.

    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń