wtorek, 23 kwietnia 2013

Rozdział 2


        
Około dwudziestu sów przeleciało z szelestem skrzydeł wzdłuż czterech stołów w Wielkiej Sali, zrzucając zapakowane w brązowy papier paczki, listy i poranne wydania Proroka Codziennego. Elvira poczekała, aż Spencer przeczyta swój horoskop i wzięła od niej gazetę. Przejrzała ją pobieżnie i, nie znajdując nic ciekawego, podała do Connie.
        - Piszą, że dziś przede mną wielkie wyzwanie i muszę się maksymalnie skupić, żeby mi się powiodło. Czyżbym zapomniała o jakimś teście? - Connie podniosła wzrok znad gazety, patrząc przestraszonym wzrokiem po siedzących obok niej znajomych. Nigdzie jednak nie dostrzegła nikogo z jej roku, kto mógłby jej udzielić odpowiedzi.
        - Ja mam pomyśleć o zdrowiu i pozwolić sobie na odpoczynek. Myślicie, że jak nie pójdę dzisiaj na wróżbiarstwo, profesor Doolby uzna takie wytłumaczenie? - uśmiechnęła się Spencer, nalewając mleka do miseczki płatków.
        Do Wielkiej Sali schodziło się coraz więcej osób, więc i gwar robił się coraz większy. Elvira szybko pochłaniała swoje śniadanie, żeby jak najszybciej się stąd wydostać. Dlatego właśnie zawsze jadła śniadanie tak wcześnie – nie lubiła, kiedy towarzyszyło jej wtedy zbyt wiele osób. Nie dało się zjeść spokojnie, bo ciągle ktoś coś do niej mówił, czegoś od niego chciał. Po drugiej stronie sali dostrzegła blond czuprynę swojej siostry. Jak zwykle była w towarzystwie Jeremy'ego. Kiedy Spencer spojrzała na nią pytającą, Elvira udała, że robi jej się niedobrze. Dziewczyna obejrzała się i uśmiechnęła.
- Dzień dobry, kochana kuzyneczko – obok niej na ławce usiadł Olivier, dziwnie szeroko uśmiechnięty.
- Czego chcesz? I darujmy sobie tę część, w której udajesz, że nie wiesz o co mi chodzi, a ja tłumaczę ci, że za dobrze cię znam, żeby dać się nabrać. Co jest?
- Zakład. Musze go wygrać.
- To oczywiste. Z kim się założyłeś?
- Z Nathanem.
Dziewczyna odłożyła łyżkę i usiadła okrakiem na ławce, odwracając się twarzą do Oliviera. Chłopak zrobił to samo.
- Zanim mnie o cokolwiek poprosisz ostrzegam, że nie zrobię nic, co by trwale zaszkodziło Nathanowi, jasne? On też jest moją rodziną.
- Jakbym śmiał cię o coś takiego prosić? - udał oburzenie Gryfon. - A co oznacza klauzula o trwałości?
- Po prostu trwałe skutki uboczne.
- Czy zostanie ofiarą losu zalicza się do takich skutków?
Elvira zmrużyła oczy i popatrzyła uważnie na Oliviera. Jak na jej gust, coś za wesoły był dzisiaj. To nie wróżyło nic innego.
- Ale nie będziesz się brał za czarowanie, prawda? - upewniła się jeszcze.
- Nie wiem, możliwe, że tak.
- No dobra, mów o co chodzi.
Olivier pochylił się i zaczął szeptać Elvirze na ucho o swoim pomyśle znalezienia pokoju wspólnego Demelium i wyniesieniu z niego magicznych artefaktów. Nagle zauważył, że przysłuchuje im się siedząca naprzeciwko Spencer.
- Spencer, kochanie, czy twój ciamajdowaty braciszek nie potrzebuje może natychmiastowej pomocy?
- Wypchaj się, Weasley – powiedziała blondynka i wstała od stołu.
Elvira w milczeniu przetrawiała to, co powiedział jej przed chwilą kuzyn. Pokusa była tak wielka, że aż ją mrowiło w palcach, by zaraz chwycić za różdżkę i ruszać na poszukiwania.
- I jak? Wchodzisz w to? - spytał Olivier.
Dziewczyna uśmiechnęła się szeroko.
- Wręcz wskakuję.


***


- Czerń, czerń, czerń...
- Przestań. Czerń już nie jest modna. Trochę inwencji.
- Czerń – Alex pokazała Lydii język.
- Biel – wtrąciła Rebeca.
Trzy Gryfonki prowadziły właśnie jedną ze swoich niezmiernie „ważnych” rozmów. Tym razem próbowały ustalić, jakiego koloru powinny być ich sukienki, które włożą w Boże Narodzenie.
- Biel? Zimą? - Alex popatrzyła na Lydię. Zgodnie zaprzeczyły ruchem głowy.
- No to idźmy po najmniejszej linii oporu i ubierzmy się na czerwono - stwierdziła Rebeca, kiedy były już pod Wielką Salą.
- Że niby świątecznie? - Alex zastanowiła się chwilę nad tym.
- No chyba żartujesz?! My i najmniejsza linia oporu?
Alex ruszyła w kierunku środka stołu, czyli miejsca, gdzie zazwyczaj spotykała się jej rodzina w czasie posiłków. Dostrzegła Claudię i Martina, pochylonych nad mapą nieba (dość nieudolnie narysowaną, swoją drogą), a także Nathana, Oliviera i Elliota. Ten ostatni oparł głowę na brzegu stołu, ignorując Charlize, która podtykała mu fiolkę z jakimś eliksirem.
- Cześć, kochanie – Olivier przywitał się ze swoją dziewczyną i zrobił jej miejsce obok siebie. Rebeca usiadła obok, a Alex podeszła do brata.
- Elliot, nie przesadzaj. Nie może być z tobą aż tak źle. Prawda?
Chłopak podniósł głowę i spojrzał na nią załzawionymi oczami, mrużąc je w jasnym świetle.
- Przyszłaś mnie dobić?
- Oj, kochany – usiadła obok niego i objęła go ramieniem. - Char, co tam dla niego masz? - spytała koleżankę za plecami brata.
- Niezawodny środek. Będziesz po nim jak nowy, Elliot. Zaufaj mi.
Potter popatrzył dziewczynie w oczy udając, że się zastanawia.
- Nie – powiedział w końcu i znowu położył głowę na stole. - Chłopaki, zgarnijcie mnie, jak będziecie już szli na zajęcia.


***


Zniesmaczona Harriet starała się nie patrzeć na swoją nową szatę szkolną, wymazaną brązowym paskudztwem, które tylko pozornie było błotem. Jęknęła cicho i przyspieszyła, poprawiając pasek torby na ramieniu.
Nienawidziła zielarstwa. Nienawidziła wszelkiego brudu, nawozu, a także nudnego głosu profesor Xintry, która uwzięła się na nią już na pierwszych zajęciach siedem lat temu, kiedy Harriet zemdlała na widok mandragory. Od tej pory nazywała ją „paniusią” i ciągle się jej czepiała.
Dzisiaj kazała jej jako jedynej nawozić jakieś rośliny, o których nawet się nie uczyli. Profesor Xintry stwierdziła, że Harriet musi się nudzić, skoro tyle rozmawia.
Ślizgonka wzdrygnęła się na samo wspomnienie tego przedpołudnia, które spokojnie mogła zaliczyć do jednego z najgorszych w swoim życiu. Na dodatek jej przyjaciółki powiedziały, że śmierdzi i one nie będą z nią wracały do zamku.
Szata nadawała się tylko do wyrzucenia (Harriet nie włożyłaby jej nigdy więcej pamiętając, czym była ubrudzona). Będzie musiała wysłać sowę do mamy z prośbą, by przysłała jej nową, taką samą szatę.
Na dziedzińcu spotkała siedzącą nad książkami siostrę.
- Fuj! - powiedziała Elvira, podchodząc do niej. - Widzę, że miałaś wypadek w szklarni.
- Wypadek? To katastrofa! Charisma i Kara nie chciały ze mną nawet wracać do zamku, tak śmierdzę.
Elvira pociągnęła kilka razy nosem.
- Nie jest tak źle – pocieszyła siostrę.
- A ty co masz taki dobry humor? - spytała podejrzliwie. - Jeśli się dowiem, że maczałaś palce w jakimś świństwie wyrządzonym Ślizgonom...
- Dlaczego ty zawsze podejrzewasz mnie o takie rzeczy? To ci twoi Ślizgoni, których tak bronisz, ciągle robią nam jakieś świństwa.
Harriet nic nie odpowiedziała. Kiedy dostała się do Slytherinu czuła się potwornie. Automatycznie została wyłączona ze swojej rodziny na czas pobytu w szkole. Nathan i Olivier przez pierwszych kilka miesięcy nawet na nią nie patrzyli. Nawet teraz nie o wszystkim jej mówili, mieli przed nią sekrety. Czuła się pokrzywdzona, bo Irmy i Jacksona tak nie traktowali, a oni przecież też nie byli w Gryffindorze.
Elvira podniosła książkę i ruszyła za siostrą w stronę zamku.
- To powiedzieć ci czy nie?
- Ale co?
- Nowinę.
- Mów.
- Ja i Olivier mamy zamiar znaleźć pokój wspólny Demelium – Elvira spojrzała z wyczekiwaniem na siostrę. - No, a gdzie twoja reakcja?
- Łaaaał – powiedziała znudzonym głosem Ślizgonka, idąc dalej korytarzem. - Co w tym takiego cudownego? Naprawdę myślisz, że go znajdziecie?
Elvira spojrzała z nienawiścią na siostrę. Czasami Harriet potrafiła być naprawdę wredna. Nawet specjalnie się nie starając, niszczyła ludzkie marzenia, jak mocniejszy oddech burzy domek z kart. Jednym słowem potrafiła zrazić do siebie nawet najbliższych.
- Idziesz? - Harriet obejrzała się, kiedy zorientowała się, że Elvira nie idzie za nią. - No co jest?
- Jesteśmy Weasleyami, a oni już tak mają, że osiągają niemożliwe. Ale co ty możesz wiedzieć? Nie jesteś jedną z nas. Jesteś Ślizgonką.
Harriet ze łzami w oczach patrzyła za znikającą za zakrętem siostrą. Jej słowa ją zabolały, i to bardzo. Jak zawsze, kiedy jej rodzina przypominała o tym, w jakim domu jest.
- To nie moja wina, że tiara przydzieliła mnie do Slytherinu – szepnęła sama do siebie.
Powachlowała się dłonią, żeby osuszyć łzy, i ruszyła w dalszą drogę. Starała się iść jak najszybciej, z nisko opuszczoną głową. Nie chciała, żeby ktoś zobaczył, że płacze.
Bo teraz już płakała. Nienawidziła tej swojej wrażliwości, która kazała jej wpadać w rozpacz za każdym razem, kiedy ktoś zrobił jej przykrość. Zapomniała o okropnej lekcji zielarstwa i zniszczonej szacie. Choć czasami mogło się tak wydawać, nie była pustą idiotką, która myśli tylko o przyziemnych rzeczach, wcale taka nie była.
Weszła do pokoju wspólnego Slytherinu, i od razu natknęła się na Jeremy'ego i Eliasa.
- Harriet, skarbie, co się stało? Dlaczego płaczesz? - spytał jej chłopak i wykonał gest, jakby chciał ją przytulić, kiedy jednak zobaczył, czym ubrudzona jest jej szata, cofnął się. - To cię tak zasmuciło? Nie płacz – uśmiechnął się do niej. - Chcesz, to wymknę się dla ciebie do Londynu i kupię ci trzy nowe szaty. Co ty na to?
Elias przewrócił oczami i położył się na kanapie, przyglądając się swoim przyjaciołom.
Harriet przestała łkać i spojrzała z furią na Jeremy'ego. Wydała nagle dźwięk, który brzmiał podobnie do warczenia, i odrzuciła dumnie głowę do tyłu.
- Ale z ciebie palant, Jeremy. To tylko głupia szata. Nie obchodzi mnie, że się zniszczyła. Przynajmniej poszłam na zajęcia i nauczyłam się czegoś nowego, zamiast gnić w tym mroku. I, dla twojej wiadomości, to nie brudne ubranie wywołuje u mnie taką rozpacz, tylko moja siostra.
Dziewczyna znowu zaczęła płakać. Już chciała iść do swojego pokoju, kiedy Jeremy złapał ją za rękę i przyciągnął do siebie. Nie zważając na jej cuchnące nawozem ubranie, przytulił ją mocno i zaczął gładzić po plecach.
- Co ta wiedźma ci znowu zrobiła, hm?
Powiedziała, że nie jestem Weasley, bo jestem w Slytherinie. Znowu. Ona i Olivier chcą znaleźć pokój wspólny Demelium. Powiedziałam, że według mnie to niemożliwe. I wtedy ona naskoczyła na mnie, że dla nich wszystko jest możliwe, bo taka już jest nasza rodzina. To znaczy ich, bo mnie wykluczyli.
Elias podniósł się gwałtownie z kanapy, wpatrując szeroko otwartymi oczami w Ślizgonkę. Czy on się przesłyszał? Ci Gryfoni naprawdę są na tyle szaleni, by tego spróbować?
- Nikt cię nie wykluczył – pocieszał swoją dziewczynę Jeremy. - Twoja rodzina cię kocha, jest z ciebie dumna. Twoja siostra ci zazdrości, bo wie, że nigdy nie będzie tak dobra jak ty.
- Nie jestem dobra! Jestem strachliwa, pusta i ciągle płaczę. Na dodatek profesor Xintry się na mnie uwzięła.
Przy całym swoim uroku osobistym, popularności i wyjątkowych zdolnościach magicznych, Harriet miała naprawdę niskie poczucie własnej wartości.


***


- Tylko do tamtego drzewa i naprawdę już wracamy – powiedziała Connie, powłócząc nogami.
- Co ty mówisz tam z tyłu? - spytała Leslie, uśmiechając się przez ramię.
Potter w drużynie była od drugiej klasy. Ale do roli gracza przygotowywała się, odkąd nauczyła się słowa „quidditch”. Mając takich rodziców oraz wujków, po prostu nie mogła nie dostać się do drużyny. To było jej przeznaczenie, a latanie miała we krwi.
Oprócz cotygodniowych treningów całej drużyny, często ćwiczyła na boisku sama. I codziennie wieczorem biegała. Nie przeszkadzał jej deszcz, śnieg czy siarczysty mróz. Żeby utrzymać się na miotle, potrzeba było naprawdę silnych nóg. Leslie była obrońcą i czasami musiała nagle zwisać głową w dół, by obronić. Gdyby nie codzienne biegi, już dawno rozbiłaby się na ziemi.
W tym roku do drużyny dostała się Connie, rok młodsza dziewczyna, jak w obraz zapatrzona w bliźniaczki Potter, w której Leslie znalazła wierną towarzyszkę wieczornych przebieżek. Jej siostra wolała biegać rano.
Dziewczyna zatrzymała się obok wielkiego wiązu i oparła dłonie na kolanach, wyrównując oddech. Zaczęła rozciągać mięśnie, czekając na koleżankę.
- Matko, ale mnie palą płuca.
- Nie pal – stwierdziła krótko Leslie, przyciągając lewą stopę do pleców.
- Nie palę – bąknęła Connie, zawstydzona.
Potter uśmiechnęła się pod nosem, ale nie skomentowała tego.
- Ok, możemy już wracać. Jestem głodna. Ale jutro musimy zwiększyć dystans. Zbliża się mecz i trzeba zacząć ostrzej trenować.
Connie nie odezwała się. W końcu to Leslie była ekspertem.
Gryfonki wbiegły po schodach i weszły do zamku. W ciszy przemierzały korytarze, kierując się do wieży Gryffindoru.
- O nie, to ta wywłoka – jęknęła Leslie. - Gdzie ona idzie?
- Pewnie znowu ma z kimś schadzkę.
- Idziemy za nią – zadecydowała Potter. - Jeśli okaże się, że to znowu Nathan, to chyba wydrapię mu oczy. Taki wstyd rodzinie przynosić.
Connie uśmiechnęła się pod nosem na wspomnienie wydarzeń sprzed roku. Nathan właśnie rozstał się z Beth Lennarson, co było bardzo dziwne, bo zawsze stanowili idealną parę. Nagle jednak Gryfon stwierdził, że nie chce mieć z nią nic wspólnego i zerwał wszelkie kontakty. Wtedy właśnie jakaś dziewczyna zaczęła przysyłać mu anonimowe liściki miłosne. Wszyscy byli pewni, że to Beth, chociaż ta wszystkiego się wyparła. Biedna dziewczyna w końcu zaczęła unikać ludzi i stała się kompletnym odludkiem.
A liściki dalej przychodziły. W końcu Nathan odpisał, że zgadza się na spotkanie. Chciał w końcu wyperswadować Beth te dziecinne zagrywki i raz na zawsze się od niej uwolnić.
Kiedy Leslie się o tym dowiedziała stwierdziła, że chłopak ma zbyt miękkie serce by pogonić natrętną dziewuchę, i potrzebuje jej pomocy. Jakie było jej zdziwienie, kiedy na miejscu spotkała swojego kuzyna obściskującego się z Melanie Margolis, największą łamaczką serc w Hogwarcie, i jednocześnie najbardziej znienawidzoną dziewczyną przez wszystkie Weaslyówny.
Co było w Melanie takiego, że wywoływało aż taką zawiść? Puchonka była ładna, dobrze się uczyła i potrafiła zdobyć absolutnie każdego chłopaka.
- Leslie, nie chcę cię rozczarować, ale ona chyba nie ma dzisiaj żadnej randki – stwierdziła po kilku minutach śledztwa Connie. - Zostawmy ją i wracajmy do ..-
- Ććć – uciszyła ją Leslie, po czym pchnęła na ścianę, sama przystając obok.
Do Melanie właśnie podszedł Elias ze Slytherinu, i o czymś zaczął z nią rozmawiać.
- Ok, Leslie, to nie jest żaden z twoich kuzynów. Wracamy.
Dziewczyna już się odwracała, kiedy nagle usłyszała, że Ślizgon i Puchonka rozmawiają o Olivierze i Elvirze. Wstrzymała oddech, wsłuchując się w głos Eliasa.
- ...szukają pokoju wspólnego Demelium. Wyobrażasz sobie? - chłopak zaśmiał się. - To naprawdę żałosne. Za wszelką cenę chcą być jak właśni rodzice. Nie są nawet na tyle kreatywni, żeby wymyślić coś nowego. Demelium, pfff. Też mi coś.


***


- Musisz zrobić to szybciej. Nie przeciągaj sylab, bo buchnie płomień.
- Dzięki, Lara, za rady, ale wiem jak się rozpala ogień – odburknęła przyjaciółce Charlize, celując różdżką w wygasły kominek.
- To dlaczego tu ciągle jest tak zimno?! - krzyknęła z sąsiedniego fotela Alex.
W pokoju wspólnym, po raz pierwszy odkąd Alex pamiętała, nie palił się ogień w kominku. Kiedy przyszła tu z koleżankami po zajęciach, blondwłosa Gryfonka już klęczała na dywanie, próbując rozpalić ogień. Było to jakieś pół godziny temu. Charlize nie pozwoliła nikomu tego zrobić, uparcie mamrocząc zaklęcia.
- Och, odsuń się – Norman bezceremonialnie odsunął dziewczynę i machnął różdżką.
- Oczywiście, taki geniusz musiał użyć zaklęcia niewerbalnego – mruknęła Elvira, która właśnie kończyła pisać esej z eliksirów. - Jak ty możesz się z nim przyjaźnić? - zwróciła się do Alex. - On jest tak nadęty, że jeszcze bardziej od chłopaka mojej siostry.
Gryfon obrzucił ją niechętnym spojrzeniem i wrócił na fotel, stojący w najgłębszym cieniu.
- Co za świr.
- Świr to jesteś ty! - krzyknęła Leslie, która jak spod ziemi wyrosła obok fotela Elviry. - Czy tobie całkiem odbiło?
- A co ci chodzi?
- O co mi chodzi?
Alexandra obrzuciła zdumionym spojrzeniem siostrę i kuzynkę. Już miała powiedzieć, żeby były cicho, bo wszyscy się na nie gapią, kiedy zrozumiała, że naprawę musiało stać się coś złego, skoro Leslie wpadła w taką wściekłość. I to nie na nią.
- Olivier!!! - wydarła się nagle Leslie i podeszła do schodów, prowadzących do dormitoriów Gryfonów. - Olivier, ty imbecyle! Złaź tu natychmiast!!!
Po chwili na schodach pojawił się zdumiony blondyn, w rozpiętej koszuli i boso.
- Co się drzesz? - warknął.
- Czy tobie całkiem odbiło? Demelium? Naprawdę szukasz Demelium? Jak możesz być takim idiotą?! Zawsze wiedziałam, że z tobą jest coś nie tak, ale żeby aż tak?! - Leslie przerwała, żeby wziąć oddech.
W tym czasie Olivier zorientował się, co się dzieję. Zmrużył oczy i wściekłym wzrokiem popatrzył na Elvirę. Ta skurczyła się na fotelu uświadamiając sobie, że zapomniała powiedzieć Harriet, że informacja, którą jej dzisiaj podała, jest tajemnicą. Zresztą, co dałoby zapowiedzenie tej durnej Ślizgonce, że ma tego nie rozpowiadać?
- Dzięki wielkie, Elviro – powiedział zły Olivier. - Właśnie dlatego cię w to wtajemniczyłem – żeby cała szkoła się dowiedziała. A ty – zwrócił się do Leslie – nie wtrącaj się. To nie twoja sprawa.
- Nie moja sprawa? To jest moja sprawa. Chcesz, żeby cię wylali?
- Proszę cię, gorsze rzeczy robiłem i mnie nie wyrzucili.
Olivier zbagatelizował całą sprawę. Rzucił ostatnie wściekłe spojrzenie Elvirze i wszedł na schody.
- A ty dokąd? - spytała Leslie.
- Do łóżka?
- Masz obiecać, że przestaniesz szukać Demelium. Obiecaj!
- Dobranoc, mamo – chłopak podkreślił ostatnie słowo i odszedł.
W pokoju wspólnym zapanowała cisza. Wszyscy przysłuchiwali się rozmowie kuzynostwa a teraz czekali na ciąg dalszy. Demelium było tego rodzaju koszmarem, o którym wszyscy wiedzieli, że istnieje, a właściwie istniało, ale nikt nie znał (nie to, żeby nie chciał znać) szczegółów.
Poprzednio z Demelium walczono w tylko jeden sposób – spychając je w mroki zapomnienia. Teraz zastosowano tę samą metodę.
Można było się domyślić, że Weasley'e w końcu zrobią coś w tym stylu. Nie wiem jak wy, ale ja nie mam zamiaru czekać, aż ten idiota obudzi potwora – Norman podniósł się z fotela i zniknął w dziurze za portretem.
Elvira popatrzyła za nim z przerażeniem.
- Czy on właśnie poszedł do dyrektorki? - wypowiedziała na głos obawy wszystkich Connie.




____________________________________

Mam nadzieję, że nie zanudziliście, czytając. To najdłuższy z napisanych dotychczas rozdziałów, ale też jeden z moich ulubionych. 
Widzę, że ilość bohaterów was zaszokowała. uwielbiam tworzyć nowe postacie, właśnie dlatego zrezygnowałam z klasycznego Nowego Pokolenia i sama wymyśliłam wszystkich bohaterów. Poza tym, to nie tak, że z całą zakładką męczyłam się teraz. Każdą postać wymyślałam z osobna już od bardzo dawna, szukałam zdjęć i pisałam charakterystykę. Już kiedyś zaczynałam tę historię, ale nie podobał mi się kierunek, w którym zmierzała. A raczej jego brak. Dlatego też na blogspocie zaczęłam od nowa, z nową fabułą, nowym tytułem. Tylko bohaterowie właśnie zostali starzy.



8 komentarzy:

  1. Zacznę tak: masz rację, to jest chyba najdłuższy rozdział, jaki kiedykolwiek przeczytałam :)
    Zazdroszczę Ci weny.
    Lubisz tworzyć nowe postacie? Ja właśnie nie, o ironio, a założyłam autorskie opowiadanie, gdzie wszystkie postacie są stworzone xd
    Rozdział jest świetny, ale czy tylko ja mam wrażenie, że trochę gubię się w bohaterach? Boże, być może, ale nie ogarniam. Jeszcze parę rozdziałów i ogarnę to, będzie okej, ale na razie po prostu wszystko mi się miesza xD
    Tym bardziej podziwiam Cię, że potrafisz pracować z taką liczbą postaci.
    O rany, na ich miejscu też bym zaczęła szukać, odkrywać Demelium. To musi być fascynujące i doskonale rozumiem ciekawość Oliviera :3
    Pozdrawiam i życzę weny!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Kiedy zaczynałam pisać to opowiadanie, rzeczywiście gubiłam się kto jest kim, kogo kocha a kogo nienawidzi. Dlatego zrobiłam sobie ściągi, które później wpisałam właśnie do zakładki bohaterowie. Polecam więc przy czytaniu mieć otwartą zakładkę z postaciami.

      Dziękuję za opinię i pozdrawiam.

      Usuń
  2. Witam serdecznie.
    Na początek powiem szczerze, że dość kiepsko się czytało.
    Musiałam sobie powiększyć czcionkę, gdyż nie czyta sie najlepiej na tym tle i tą czcionką.
    Za to sam szablon bardzo mi się podoba.
    W ogóle jednym tchem przeczytałam cąła historię i muszę przyznać, że widać wyraźnie iż masz talent.
    Wspaniale pokazane postacie i wykreowana historia.
    Czy mi się wydaje czy to jest młode pokolenie?
    Ciekawy, ale trudny temat.
    Ogólnie rzecz biorąc ja osobiscie jestem pozytywnie nastawiona.
    I chyba kojarzę Twój nick gdyż coś już musiałam czytać.

    pozdrawiam i również życzę wneny.

    http://niewolnicy-przeznaczenia.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Szczerze mówiąc, nie próbowałam czytać rozdziału na blogu, na tym tle. Zarówno czcionka jak i tło są elementami pobranego szablonu, dlatego nic w nich nie zmieniałam. Od jakiegoś czasu zbieram się, żeby zrobić nowy szablon, ale jakoś nie mogę się zdecydować, kto miałby się na nim znaleźć.
      Bardzo możliwe, że czytałaś już coś mojego. Kilka lat temu pisałam na nowa-hermiona.blog.onet.pl To opowiadanie jest kontynuacją poprzednich dwóch części.

      Dziękuję za miłe słowa i naprawdę się cieszę, że historia przypadła Ci do gustu. Pozdrawiam

      Usuń
  3. hej! wpadłam z Rejestru blogów i spodobał mi się szablon. Lubię niebieski choć wolałabym zobaczyć jakiś cieplejszy kolor w tak chłodny i deszczowy dzień :)
    Lubię młode pokolenie. uważam, że można w tym temacie bardzo dużo powiedzieć. Kiedyś sama miałam pomysł na historię w tej tematyce, ale niestety nie wypaliła.
    Ale do rzeczy. Podoba mi się Twój styl. Jest lekki, a posty szybko się czyta. masz również bogate słownictwo, co według mnie jest bardzo ważne.
    Wprowadzasz sporo bohaterów. chwilami zaczęłam się gubić, ale szybko się odnajdywałam. ale nie martw się, ja nawet w powieściach zapominam imiona bohaterów. Często czytam tylko pierwszą literkę i sama sobie dopowiadam resztę. W szkole zawsze miałam z tym problemy, bo nauczyciele twierdzili, ze nie czytam lektur...
    Jednym słowem, wszystko super, będę wpadać częściej. jedyne co bym zmieniła, to wyjustowałabym tekst i dodała akapity. Wtedy wyglądałoby schludniej.
    Pozdrawiam i zapraszam do mnie na http://pokaz-twarz.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję bardzo za pochlebną opinię i radę. Faktycznie, wyjustowany tekst będzie wyglądał o wiele ładniej. A ilość bohaterów niekiedy przeraża nawet mnie. Mam nadzieję, że wraz z rozwojem akcji czytelnicy będą się coraz lepiej orientowali we wszystkich zawiłościach.
      Pozdrawiam

      Usuń
  4. Hej, mam nadzieję, że wybaczysz mi za to, ze dopiero teraz komentuję? ;).
    Masz bardzo ładny szablon, w dodatku w moim ulubionym kolorze ^^.
    Rozdział rzeczywiście jest długi, a ja się cieszę, bo już w duży stopniu ogarniam bohaterów! ;D. Kurcze, naprawdę podziwiam Cię za to, że potrafisz pisać opowiadanie z taką ilością postaci ;D.
    Treść bardzo mi się podobała i ogólnie post jest bardzo ciekawy i ładnie napisany, tylko miejscami wydawało mi się, że jest za mało opisów... :).
    Szkoda mi tej Weasley, która została Ślizgonką. Mimo wszystko jej rodzina nie powinna się tak zachowywać... to jest okrutne i cholernie przypomina mi o podobnej sytuacji Syriusza, który został potępiony przez rodzinę za to, że został Gryfonem. Mam nadzieję, że w przyszłości jej rodzina zacznie się lepiej zachowywać w jej stosunku...
    Łał, bardzo szybko rozniosły się wieści o poszukiwaniu piątego domu,aż mimo wszystko zaczęłam się trochę śmiać. Po tym przykładzie bardzo dobrze widać, że mozna w każdej sprawie ufać rodzinie... xd
    Hm, ciekawa jestem, jak dalej rozwiniesz ten wątek ;).
    Pozdrawiam i życzę weny ^^.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Opisów rzeczywiście jest mało. To dlatego, że czasami świadomie je pomijam, żeby niepotrzebnie przedłużać. I tak rozdziały są coraz dłuższe i dłuższe, a wolałabym nie dodawać ich w dwóch częściach.
      Pozdrawiam i dziękuję za opinię. Nie ważne kiedy napisana, ważne, że jest.

      Usuń